czerwca 02, 2015

he was burned, branded, destroyed, rebuilt and changed

Władza jest świetna. Nawet jeśli grupa ludzi chce ci ją odebrać, inni bezustannie patrzą na Naród Ognia jak na najgorsze ścierwa, a doradcy łapią się za głowy słuchając twoich decyzji... ale cóż, władza nadal jest świetna, bo spoczywa w twoich rękach. Nareszcie czujesz, że gdzieś cię potrzebują, że jesteś dokładnie w tym miejscu, w którym powinieneś być i robisz to, co do ciebie należy. Wyzwoliłeś swój kraj spod tyrańskich rządów poprzedniego panującego, starasz się realizować lepszą, pokojową politykę i zaprowadzasz tyle zmian, że biegający za tobą słudzy nie nadążają tego wszystkiego zapisywać. Rzecz w tym, że nie jesteś i nie będziesz władcą idealnym. Nadal nie radzisz sobie najlepiej w bezpośrednich kontaktach z innymi, nałogowo ranisz najbliższe ci osoby, pochopnie działasz kierując się własnymi zachciankami oraz upodobaniami i masz jeszcze sporo nauki przed sobą. Ale mimo tego brniesz w przekonaniu, że jesteś lepszy od innych, a tyle wystarczy byś mógł odczuwać samozadowolenie i wierzyć, że zapiszesz się na kartach historii jako wspaniały Władca Ognia, któremu będą stawiać pomniki. Słyszałeś, że jeden mają w planach wybudować w Republic City, w mieście, które zbudowałeś z Avatarem. Twoje ego przyjęło ten pomysł z aprobatą.
Nareszcie masz w posiadaniu wszystko czego chciałeś, może nawet więcej. Zasłużony tron, szacunek innych ludzi, odzyskany honor, ojca płacącego za każdą krzywdę, którą ci wyrządził. Twoje imię znają wszyscy na świecie, pierwszy raz od dawna wypowiadając je z pozytywnym wydźwiękiem, na dodatek zostałeś mistrzem magii ognia i przy twoim pałacu żyje podporządkowany ci najprawdziwszy smok, jeden z dwóch ostatnich na świecie. Ale komu możesz o tym powiedzieć, przed kim tak właściwie chcesz się tym wszystkim pochwalić? Z przyjaciółmi rozwianymi po całym świecie, z ukochaną, której nawet nie próbowałeś zaufać, ze stryjem opiekującym się swoimi herbaciarniami w Królestwie Ziemi, z siostrą, której nie umiałeś na czas pomóc, z samym sobą, na którego odbicie wciąż niechętnie patrzysz w lustrze.
Czujesz bolesną pustkę i nie potrafisz zrozumieć co jest jej przyczyną.


WŁADCA OGNIA ZUKO, 85 AG XI 11 — stolica Narodu Ognia, mistrz magii ognia, skazany na banicję, ulubieniec matkiniekoniecznie zaś ojca, najpierw mówi, potem myśli, kiedyś zmuszony do życia na ulicy, bywa złośliwy, utracony honor, przejawia tendencję do dramatyzowania — the most important drama queen in the fire nation, life-chaning-fieldtrips, teoretycznie zaręczony z Mai?, kiepski w związkach,  ma problemy z zaufaniem, niezły w obyciu z maczetami, współzałożyciel United Republic of Nations, podejmuje błędne decyzje, mściwy, nieco okrutny, teoretycznie właściciel Druka  w praktyce wciąż próbuje nad nim zapanować, z pewnymi rzeczami nie można się pogodzić, dalej uczy się na błędach, Zuzu

p o w i ą z a n i a  —  d z i e n n i k

77 komentarzy:

  1. [Nareszcie! <3
    Zacznę wątek, zacznę, ale sesja jest dobijająca i odbiera kreatywność. :C]

    Kitana

    OdpowiedzUsuń
  2. [Zuzu! <3 Jak ja się cieszę, że ponownie będziemy miały okazję na wątek! Pewnie już wspominałam kiedyś, że uwielbiam Zuko w twoim wykonaniu i moja opinia wciąż się nie zmieniła.]

    Kayeko

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam serdecznie. Zuko wyszedł naprawdę świetnie. Życzę dobrej zabawy i ciekawych wątków.]

    Feun

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ach, Zuko, Zuko <3 Bez wątku się nie obejdzie. I piękne zdjęcie.]

    Hiph

    OdpowiedzUsuń
  5. [Postanowiłam zmienić żywioł i wyszła mi z tego taka trochę gniewna pani. W sumie to rzeczywiście możemy tak zrobić, miałoby to nawet ręce i nogi, bo chociaż ojczulek nie pozwalał jej integrować się z innymi dzieciakami to na pewno pozwoliłby jej na zadawanie się z samą księżniczką. Wtedy Kay była bardziej radosna niż obecnie, a tatuś jeszcze nie wykorzenił z niej wszystkiego, co dobre, więc Zuzu mógłby być świadkiem tej rażącej zmiany w jej zachowaniu. Pytanie tylko na jaką relację między nimi stawiasz. Kay pewnie nie znęcałaby się nad nim aż tak jak Azula, ale mimo wszystko mógłby mieć jakiś uraz, nie wiem.]

    Kayeko

    OdpowiedzUsuń
  6. [W takim razie ja również dziękuję oraz mam nadzieję, że i tym razem blog będzie tak dobrą zabawą, i jeśli byłaby chęć, to zapraszam. Widzę jednak, że już kilka wątków będzie się tutaj tworzyło, wiec nie będę nalegać.]

    Feun

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dobrze. W takim razie mamy już połowę sukcesu, bo odnośnie samej akcji w wątku to wątpię, żeby Kay sama przyszła do Władcy Ognia, który zapewne ma pełno obowiązków i w ogóle. Moja pani mogłaby zacząć węszyć odnośnie tego co się teraz dzieje z Azulą i całą zgrają z dzieciństwa, a Zuzu mógłby o tym usłyszeć czy coś, skojarzyć znajome imię i... i wtedy coś, ale co to ja nie wiem. Wybacz mi.]

    Kayeko

    OdpowiedzUsuń
  8. [A jednak wciąż jesteś o wiele lepsza w myśleniu niż ja. Ten pomysł jak najbardziej mi odpowiada. Mam zacząć? c:]

    Kayeko

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej życie w Republic City nie należało do najłatwiejszych, chociażby dlatego, że nigdy nie miała do czynienia z podobnym tworem. Co prawda odwiedziła już tak wielkie miasta jak Ba Sing Se, ale to różniło się o pozostałych. Nie chodziło jedynie o coraz bardziej nowoczesne budynki, które tutaj powstawały, ale również ludzi, którzy pojawiali się w mieście. W Królestwie Ziemi byli to głównie magowie ziemi, w Narodzie Ognia magowie ognia, a w Północnym i Południowym Plemieniu Wody magowie wody. Jednak w tym miejscu nic nie było jednolite, ponieważ na ulicach Republic City można było spotkać przeróżne osobowości, magów, niemagów, komediantów i Pro-Benderów, a także wiele innych ludzi. Wszystko się tutaj mieszało, nic nie było jednoznaczne i do końca jasne, chociaż wydawać by się mogło, że to miasto, w którym panuje pokój oraz harmonia. Kayeko była jednak bardzo dobrym obserwatorem i widziała, że to miejsce nie jest takim azylem, jakim opisywali go niektórzy ludzie, których spotkała przed przybyciem tutaj. Widziała kradzieże, niesprawiedliwość i bezdomnych, szukających schronienia przed zimnem lub deszczem. Widziała także protesty osób, które zostały pozbawione umiejętności tkania i zazdrościły magom, posiadającym te zdolności. Niejednokrotnie była świadkiem głębokich przemówień zwykłych obywateli, którzy uważali, że magowie wywyższają się i dar, który otrzymali, powinien zostać im natychmiastowo odebrany. Oczywiście Kayeko, jako osoba, która posługiwała się ogniem, nie podzielała tych poglądów i gdyby pragnęła rozgłosu, pewnie sama zabrałaby głos w tej sprawie, ale nie to było jej celem, więc zazwyczaj obrzucała podobnych krzykaczy pogardliwymi spojrzeniami, dając im do zrozumienia, że ich tok myślenia jest całkowicie błędny w jej mniemaniu. W dodatku miała ważniejsze rzeczy do roboty, jak chociażby szukanie pracy, co – jak się okazało – wcale nie było łatwym zadaniem. Jej rodzina była zamożna, więc na pieniądze zabrane z domu była w stanie zakupić sobie niewielkie mieszkanie blisko centrum, ale Kay była na tyle rozsądna, żeby wiedzieć, że te pieniądze pewnego dnia się skończą, a ona wciąż będzie musiała opłacić wszystkie rachunki i zjeść cokolwiek. Właśnie dlatego rozpoczęła poszukiwania, chociaż wątpiła w powodzenie swojej nowej misji. Została wyszkolona tylko do jednego zadania, które brzmiało: zabij, a ta umiejętność nie przydawała się w zwykłej pracy, którą mógł wykonywać każdy przeciętny obywatel. Nawet w żadnej herbaciarni nie chcieli jej przyjąć, ponieważ nie potrafiła życzliwie uśmiechać się do klientów i czarować ich swoim kobiecym wdziękiem. Kto by pomyślał.
    Pieniądze, dzięki którym Kay mogła – tak jak teraz – siedzieć spokojnie w swoim mieszkaniu, kurczyły się z każdym dniem, co było zjawiskiem normalnym, ale dziewczyna robiła wszystko, aby je przy sobie zatrzymać. Kupowała tańsze produkty, póki co nie chodziła do teatru czy do innych placówek, które wymagały zapłacenia pewnej kwoty i ograniczała zużycie wody. Mimo tego jej starania w ostatecznym rozrachunku zdały się na niewiele i bała się, że nadejdzie moment, w którym będzie musiała zwrócić się o pomoc do swojego brata. Kayeko nie wyobrażała sobie tego, a na dodatek dobrze wiedziała, że słowa prośby nie przejdą jej przez gardło, nieważne jak bardzo by się starała. W głowie słyszała śmiech ukochanego braciszka. O nie, nie mogła doprowadzić do urzeczywistnienia się takiego scenariusza.
    Dziewczyna, pogrążona w myślach, na początku nie usłyszała pukania do drzwi. Zorientowała się o tym fakcie dopiero po dłuższej chwili. Wstała z kanapy i powoli podeszła do drzwi, po czym otworzyła je. Widok osoby, która stała za nimi, wprawił ją w osłupienie, co można było ujrzeć na jej twarzy. Zamrugała parę razy.
    – Zuko?

    Kayeko, która przeprasza za jakość, ale ją natchnęło i postanowiła działać

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dlaczego nie, Kueiowi z pewnością zależałoby na tym, choć do powstania samego Republic City miał zupełnie inne odczucia. Feun raczej pamięta Zuko, biorąc pod uwagę, że po zdobyciu Ba Sing Se pozostał w pałacu i jego obecność raczej nie została przez Azulę pominięta. Nie wiem, czy Zuko kojarzyłby go w ogóle, ale z pewnością przyczyni się to do raczej mieszanych uczuć wobec Władcy Ognia. W każdym razie Kuei mógłby wysłać syna do Narodu Ognia w celu odbycia rozmów, a żeby wątek nie opierał się tylko na tym, to Feun może coś drobnego na początek zmalować.]

    Feun

    OdpowiedzUsuń
  11. Nihao był jej starym znajomym jeszcze z czasów, gdy jej rodzina była znana i szanowana, a Lord Ozai trząsł światem w posadach. Musiała porzucić swoje dawne życie i znajomych, o ile takim mianem można było określić apodyktyczną księżniczkę i jej drugą szaloną towarzyszkę, na rzecz odległego, drugiego najważniejszego miasta w Królestwie Ziemi dopiero co zdobytego przez wciąż poruszające się naprzód wojska Narodu Ognia. Omashu od początku napawało ją niechęcią i nie chodziło tylko o masywny pomnik Władcy Ognia ustawiony w jego centrum, który każdego dnia przypominał nie tylko mieszkańcom, ale także samej Mai, że nigdy nie zaznają wolności, a tyran cały czas ich obserwuje. Śmiertelnie się nudziła, zwłaszcza odkąd rodzice zabrali jej kolekcję shurikenów, którą dostała w prezencie od Azuli, aby jeszcze bardziej udoskonalić swoje umiejętności - kiedy opuścili dwór Lorda Ozaia, ponownie zaczęli wcielać w życie swój plan ukształtowania jej na bezkrytyczną, cichą i posłuszną istotę, a sztylety dawały jej zbyt duże poczucie pewności siebie. To właśnie wtedy na jej drodze stanął młody Nihao, który nie traktował jej jak porcelanową laleczkę, a jak prawdziwą wojowniczkę, z której umiejętnościami należało się liczyć. Razem wymykali się w pałacu i biegali po dachach, bezszelestnie zakradali się do straganów, skąd zabierali ulubione owoce, a później godzinami wylegiwali się w swojej kryjówce na kocach wyniesionych z pracowni jego ciotki, która była krawcową. Był szczęśliwą i jednocześnie zakazaną częścią jej dzieciństwa, którą starannie oddzielała od pałacowych murów i swoich obowiązków związanych z byciem córką gubernatora Omashu. Pomógł jej przetrwać te lata, czyniąc je w dodatku całkiem znośnymi.
    Kiedy znowu w pośpiechu opuszczała pałac, który podobno pewnego dnia miał stać się jej domem, nie sądziła, że to wszystko się tak potoczy. Była zmęczona tym, że doradcy wciąż nie potrafią zaakceptować jej obecności u boku Zuko, irytowała ją obecność ludzi, przez których nigdy tak naprawdę nie była sama, bo zawsze ktoś obserwował, zawsze ktoś słuchał, w dodatku nie potrafiła pozbyć się z głowy natrętnej myśli, że nigdy nie będzie dla niego znaczyła tyle, ile chciałaby znaczyć. Nigdy nie będzie stała dla niego na pierwszym miejscu, a chociaż kiedyś by jej to nie przeszkadzało, nie była już dłużej grzeczną, poukładaną dziewczynką, która nie potrafiła walczyć o swoje racje i nie znała własnej wartości. Od dawna była już dorosła i chociaż wciąż miewała problemy z określaniem, czego tak naprawdę chce, wiedziała, czego na pewno nie chce, a nie chciała budzić się każdego ranka w pustym łóżku, bo Władca Ognia zajmował się swoimi poddanymi, wysłuchując ich żali, zatwierdzał kolejne projekty, odbywał narady ze swoimi doradcami albo dbał o tego cholernego smoka. Może wcale nie byli razem z powodu uczuć, a z powodu zwykłego przywiązania, które kazało im cały czas wracać w to samo miejsce, mimo że to nie miało najmniejszego sensu? Jeżeli pewnego dnia się obudzą i stwierdzą, że wybrali niewłaściwą osobę, a zrobili to z powodu głupiego sentymentu? Nie mogła mieć wątpliwości, skoro Zuko coraz bardziej naciskał na ślub, niby to przypadkiem wtrącając różne komentarze i pytania w ich rozmowy, ale Mai znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, co to znaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze, gdy musiała odpocząć od zamkowych murów, udała się najpierw do ciotki, ale ta szybko odesłała ją do rodziców, których Mai powitała z niechęcią. Wiedziała, że jej ojciec wciąż knuje intrygi mające na celu zrzucenie, bądź co bądź, jej narzeczonego z tronu i zawsze czuła się z tego powodu nieswojo. Tym razem jednak zaskoczyła ją obecność gościa, którym okazał się Nihao. Widywali się raz na kilka miesięcy, na więcej nie pozwalały im obawa oraz ich zajęcia. Nie mogła uwierzyć, że przyjechał tutaj na dłużej, nawet wynajmując mieszkanie na jakieś czas, a ponieważ ani ciotka Maura, ani jej rodzice nie byli zbyt chętni, aby znowu ją przyjąć, przy czym jej ojciec znowu dobitnie wypowiedział się na temat jej związku z Zuko, został jej jedynie Nihao, który od razu zaproponował, że ją przyjmie. Właśnie skończyli sparing na ulicy, jak za dawnych czasów wspólnie doskonaląc swoje umiejętności, gdy zauważyła znajomą sylwetkę na ulicy. Zazgrzytała zębami, rzucając shurikenem, który rozdarł szatę Zuko na wysokości ramienia.
      - Zechcesz mi wytłumaczyć, co tutaj robisz, Wasza Wysokość? I radzę ci wymyślić coś dobrego - ostrzegła go Mai, zakładając ręce na piersi. Co on sobie myślał? Że mógł tak bezkarnie ją śledzić i jeszcze odchodzić bez wypowiedzenia nawet słowa w jej kierunku?

      Mai<3

      Usuń
  12. Mai nie chciała, żeby tak wyszło, ale postawa Zuko tylko rozbudziła w niej ogień. Nie miał prawa traktować jej w ten sposób.
    - Nie musisz się o mnie niepokoić. Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać. Jak widzisz - dodała złośliwie, mrużąc lekko oczy. Wiedziała, że był to cios poniżej pasa, ale chciała zranić Zuko tak jak on ją zranił, chociaż nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. - To Nihao. Mój stary przyjaciel z Omashu. Dużo podróżuje, ale przyjechał na dłużej. Prawda, że wspaniale się składa? Bardzo za nim tęskniłam.
    Nawet jeśli mężczyzna był zdezorientowany, nie pokazał tego po sobie, a jedynie wykonał prześmiewczy ukłon w pas w kierunku Zuko, udając przy tym, że ściąga z głowy niewidzialną czapkę.
    - Wasza Wysokość.
    Kiedy Nihao odszedł, do tej pory spięte mięśnie Mai nieco się rozluźniły. Chociaż przes ostatni czas gwałtowny temperament Zuko nieco się wyciszył, wiedziała, że w tej kwestii może nie odpuścić, a ona nie mogła pozwolić na żadną konfrontację między nimi.
    - Nie rób ze mnie rozpieszczonej arystokratki - powiedziała spokojnie, ale w jej głosie zadźwięczała ostrzegawcza nuta - Słyszałam, jak rozmawiałeś ze swoim doradcą i powiedziałeś mu, że ślubu nie będzie. Nie, żeby mnie to obchodziło. Ale w takim razie nie musiałeś odstawiać całej tej szopki przez cztery lata i mamić mnie kłamstwami o wspólnej przyszłości. Dobrze się przy tym bawiłeś? W każdym bądź razie ja z tobą skończyłam. Z tobą i twoimi kłamstwami. Z tym, że nigdy nie będę dla ciebie wystarczająco ważna.
    Mimo swoich stanowczych słów Mai powoli do niego podeszła, ostrożnie, wiedząc, że w tej chwili nie zbliża się do zdystansowanego władcy, a do nieco zdziczałego, zranionego mężczyzny, który poświęcał dla niej to, co było dla niego najważniejsze: swoją dumę. Bo chociaż ona go zostawiła, on nigdy nie zostawił jej, a miało to swoj słodko-gorzki posmak. Zawdzięczała mu wszystko, brała od niego wszystko, a w zamian dawała nic. Mimo to wciąż przy niej stał, chociaż był bardziej popaprany i zniszczony od niej. Chciałaby dać mu więcej, ale nie mogła, nie gdy wciąż między nimi wisiało tyle nieporozumień i żalu.
    Ujęła jego podbródek łagodnym gestem, zmuszając go, by na nią popatrzył. Ze smutkiem pogładziła jego zarośnięty policzek kciukiem, dostrzegając ciemne worki pod jego oczami do tej pory skrywane w cieniu kaptura. Zmęczenie wyraźnie odbijało się na jego twarzy, każdy kolejny rok rządzenia tworzył na niej głębokie bruzdy i zmarszczki z powodu napięcia, jakie mu towarzyszyło bez przerwy. Nawet w nocy nie potrafił zaznać odpoczynku, a wiedziała, że odkąd jej nie było, Zuko musiał spać jeszcze mniej i jeszcze bardziej niespokojnie, bo nikt nie koił jego duszy po nawiedzających go codziennie koszmarach. Gdzieś głęboko w środku poczuła nieprzyjemne ukłucie na myśl, że zostawiła go z tym samego, zamiast stać u jego boku tak jak w każdej bitwie, ale zaraz je zagłuszyła, przypominając sobie, że Zuko przecież tego nie chciał. A przynajmniej nie na tyle, by być stanowczym względem swoich cholernych doradców, którzy cały czas namawiali go do odwołania zaręczyn i ponownego przemyślenia małżeństwa z księżniczką Królestwa Ziemi, co wpłynęłoby pozytywnie na wizerunek Narodu Ognia i poprawę sytuacji politycznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Zrób coś dla mnie, Zuko. Kiedy wrócisz do pałacu, połóż się spać. Musisz odpocząć.
      W tej chwili nie mogła mu zaoferować nic więcej. Może powinna była pójść po swoje rzeczy, które wciąż pozostawały spakowane w niewielkiej torbie i wrócić z nim do miejsca, którego wciąż nie potrafiła nazwać domem, ale wiedziała, że po kilku dniach sytuacja znowu by się powtórzyła. Wpadli w cykl, z którego nie potrafili się wyrwać, byli smokiem zjadającym własny ogon. Potrzebowali jeszcze kilku dni przerwy, by przemyśleć to, co chcieli razem zbudować, bo za każdym razem, gdy wydawało im się, że coś może z tego wyjść, spotykali się na rozdrożu i ruszali w swoją stronę. Współpraca nigdy nie była mocną stroną Zuko, Mai również miała z tym problem. Ale jak mieli znaleźć kompromis, skoro nigdy do końca nie mówili tego, co mieli na myśli?
      Pozwoliła sobie na chwilę słabości, z przymkniętymi powiekami opierając czoło o jego obojczyk, jednak szybko się odsunęła, słysząc tupot wielu stóp uderzających o podłoże kierujących się w ich stronę. Jej dłonie instynktownie odnalazły broń skrytą w fałdach jej szaty i przyjęła pozycję obronną, odwracając się plecami do Zuko. Nie potrafili ze sobą współpracować na co dzień, ale podczas walki byli jednością i doskonale się rozumieli.
      - Co to ma być? - zapytała Mai, marszcząc brwi, gdy w grupie piętnastu uzbrojonych mężczyzn dostrzegła znajomą sylwetkę Nihao.
      - Odejdź, Mai. To nie jest twoja walka.

      szokująco uczuciowa Mai

      Usuń
  13. Na samym początku doszła do wniosku, że wzrok zaczął płatać jej figle.
    Wiedziała, że Zuko jest w tym mieście, ale nigdy nie pomyślałaby, że złoży wizytę w jej mieszkaniu. Jej ojciec był wysoko postawionym generałem w czasach swojej świetności, a w dodatku zagorzałym fanem Władcy Ognia Ozaia, więc Kay dostąpiła zaszczytu bawienia się z jego dziećmi, dopóki nauka zabijania całkowicie jej nie pochłonęła. Do dzisiaj pamiętała wszystkie gry, które wymyśliła księżniczka Azula, a w które jej brat zawsze przegrywał, nieważne jakiej taktyki tym razem nie użył. Dziewczyna opowiadała się po stronie księżniczki, jednocześnie dzieląc większość jej sekretów i opinii na dane tematy. Kay nadal miała w głowie obraz obojętnej twarzy Mai oraz uśmiechniętej Ty Lee, które z czasem stały się jedynymi przyjaciółkami Azuli. Ona odłączyła się od tego grona, a raczej to ojciec zmusił ją do tego. Później nie miała już czasu na zawieranie nowych znajomości i utrzymywanie starych. Wciąż jednak pamiętała i obserwowała poczynania całej czwórki. Była świadoma tego, że zabawy z dzieciństwa przerodzą się kiedyś w bardziej otwartą walkę, aż w końcu doszło do tego, że Zuko został wygnany, ale w ostatecznym rozrachunku to on został Władcą Ognia, a jego siostra gniła w więzieniu. Niewielu sądziło, że ta historia zakończy się w ten sposób, a Kay była jedną z tych osób. Czasem nadal trudno było jej uwierzyć w upadek księżniczki.
    Czasy jej wczesnego dzieciństwa z pewnością były piękne, ale odeszły one w zapomnienie z brakiem zamiaru powrócenia do niej i chcąc nie chcąc musiała się z tym pogodzić. Teraz stała w obliczu rzeczywistości, chociaż nie pomyślałaby, że będzie w niej miejsce dla Zuko. Nie miała pojęcia o tym, że mężczyzna wiedział o jej obecności w Republic City. Nie widziała go od bardzo dawna, ale nadal mogła dostrzec w nim chłopca, którym był kiedyś. Możliwe, że nadal nim był i o tym miała się dopiero przekonać, ale póki co nie słyszała wśród ludności ogromnych skarg na jego rządy. Wyglądało więc na to, że całkiem sprawnie wykonywał powierzone mu zadanie.
    – Nie przeszkadzasz – odpowiedziała spokojnie, po czym zeszła mu z drogi prowadzącej do środka jej mieszkania. Gdy znalazł się za drzwiami, zamknęła je i westchnęła cicho. Z jakiegoś powodu była przekonana o tym, że nie będzie to łatwa rozmowa. – Pewnie wiesz, że nie spodziewałam się ciebie tutaj. Nikogo się nie spodziewałam, w gruncie rzeczy. O co chodzi?
    Kay zrozumiała, że niewiele czasu mieli na wspominanie starych dziejów i tak naprawdę cieszyła się z tego powodu. Nie lubiła wracać do przeszłości, która w większej mierze pozostawała dla niej przykrym wspomnieniem. W takich momentach powracały do niej krzyki ojca, a był to najgorszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszała w swoim życiu. Los, który go spotkał należał mu się, jak nikomu innemu, chociaż Kay wiedziała, że za niedługo wyjdzie z więzienia i wtedy będzie miała na głowie olbrzymi problem. Wolałaby, żeby ten dzień nigdy nie nadszedł.

    Kayeko

    OdpowiedzUsuń
  14. Mai już dawno nauczyła się polegać nie tylko na swoich zmysłach, ale także na intuicji, dlatego wznoszące się w powietrze tumany kurzu pozwoliły jej uzyskać przewagę nad atakującymi. Nie zyskałaby miana mistrzyni broni miotanej i jednej z najlepszych wojowniczek w historii kraju, gdyby polegała wyłącznie na tym, co widzi i słyszy. Cele były ruchome oraz nieprzewidywalne, a jej zadaniem zawsze było czekanie w odpowiednim miejscu. Cierpliwość i umiejętności przewidywania były wszystkim. Zaszurała stopą o ziemię, wzniecając wokół siebie większą zasłonę z piasku i przymknęła oczy, przestając korzystać ze wzroku, który w takiej sytuacji stawał się zbędny, a wręcz szkodliwy. Chociaż z reguły wolała wyprowadzać ataki jako pierwsza i w ten sposób skutecznie oraz szybko obezwładniać przeciwnika, z powodu warunków musiała się zatrzymać i czekać, aż przyjdą do niej sami. Przez to straciła z oczu Zuko, ale liczyła, że ten poradzi sobie sam, mimo zmęczenia, które będzie odbierało jego ruchom pewności. Nie mogła pozwolić sobie na zmartwienie, które również jej odbierałoby jakość walki, dlatego wyciszyła wszystkie swoje emocje, pozostawiając tylko chłodne opanowanie.
    Czuła, że jej przeciwnicy atakują zachowawczo, zbyt szybko się wycofują poza zasięg jej ramienia dzierżącego krótki nóż, sami również nie wyrządzając poważnych szkód. Musieli dostać odgórny rozkaz od jej ojca przewodzącego temu pożal-się-Avatarze ruchowi mającemu przywrócić Lorda Ozaia na tron. Mai wielokrotnie powtarzała byłemu gubernatorowi Omashu, że jego lojalność względem uwięzionego Władcy Ognia jest wręcz fanatyczna i o ile kiedyś była zrozumiała z powodu strachu trawiącego nawet najbliższych współpracowników Lorda, teraz stawała się przyczyną upadku ich rodziny. Ojciec nigdy nie pogodził się z faktem, że Mai nie tylko kręciła się w pobliżu Zuko, ale ostatecznie przyjęła także jego oświadczyny, uważając, że przynosi hańbę nazwisku, które od pokoleń służyło silnym władcom. W jego oczach Zuko wciąż był słabym młodzieniaszkiem wygnanym z kraju, niegodnym objęcia tak wysokiego stanowiska. Uparcie odmawiał dostrzeżenia tego, że jako Lord robił wszystko, aby poprawić jakość życia i wizerunek swojego ludu, a jego osiągnięcia mimo młodego wieku były porażające. Stał się kimś więcej niż księciem z prawem do tronu z tytułu urodzenia, traktował swoje obowiązki z należytym szacunkiem, nierzadko przy tym zapominając o sobie, chociaż niegdyś był najbardziej samolubną i egoistyczną jednostką jaką znała. Była z niego cholernie dumna, przez co odczuwała żal do ojca, że ten maniakalnie odtrąca od siebie wszystkie dowody na wspaniałość mężczyzny, którego wybrała na na całe życie. A przynajmniej chciała wybrać, gdyż cały czas coś stało im na przeszkodzie; Mai, zamiast zawsze stać u jego boku i pokazywać ojcu, że zasłużył na jego szacunek, odwracała się do niego plecami, uciekając, nie potrafiąc wszystkiego wyjaśnić w sposób odpowiedni dla ich stanowiska i wieloletniego związku. Wiedziała, że każde takie opuszczenie pałacu na kilka dni coraz bardziej bolało Zuko traktującego to jako jej brak zaufania do swojej osoby, który tylko bardziej się angażował, gdy udawało mu się wyrwać kilka chwil wolnego od obowiązków, sądząc, że w ten sposób uda mu się zatrzymać ją już na stałe. Ale Mai nie była pewna, czy jest gotowa na takie życie, w którym niemal nie ma miejsca na prywatność i osobiste słabości. Te drugie nauczyła się ukrywać już dawno, ale to pierwsze miało dla niej nadrzędne znaczenie.
    Udało jej się obezwładnić kilku przeciwników, gdy nagle poczuła, jak silne ramiona zaciskają się na jej brzuchu od tyłu, przygwożdżając ręce do ciała. Mai bez skrupułów wbiła sztylet w udo napastnika, ale mimo że ten zawył z bólu, nie puścił jej.
    - To już koniec, Mai. Mamy to, co chcieliśmy. Wracaj do domu i się nie wychylaj - wyszeptał jej do ucha Nihao, po czym ją puścił i ruszył biegiem razem z resztą napastników, których nie udało jej się pokonać.
    On naprawdę sądził, że go posłucha?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Zuko, obudź się - wyszeptała Mai, potrząsając jego ramieniem. Zamknęli go jak dzikie zwierzę w niewielkiej klatce na tyłach magazynu. Większość z nich upiła się już przekonana o swoim zwycięstwie. Podejrzewała, że najpierw będą chcieli sią zabawić kosztem Władcy Ognia, a dopiero później przedstawić swoje rządania pałacowi, który oczywiście ich nie spełni. Przywrócenie na tron Ozaia byłoby równoznaczne z wyrokiem śmierci dla nich wszystkich, bowiem zgodzili się oni służyć jego synowi, dlatego takie rozwiązanie nie byłoby możliwe, a dla Zuko wciąż istniała alternatywa w postaci Azuli, chociaż chyba tylko świr powierzyłby jej to stanowisko. Mai nie mogła więc pozwolić, by Zuko pozostawał w ich rękach i musiała czym prędzej wyprowadzić go z kryjówki New Ozai Society, póki jego pijani członkowie spali w pokoju obok.

      zirytowana tak żałosnym popisem umiejętności walki Zu Mai

      Usuń
  15. [ Ooo, Zuko. :) Jedna z moich ulubionych postaci, aż ciepło na sercu się robi.
    Dziękuję za przemiłe powitanie i... cóż, zapraszam do wątku! :D ]

    Aetheris

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy Zuko gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej, Mai szybko złapała go za rękę, aby upewnić się, że pod wpływem zawrotów głowy znowu nie runie do tyłu. Szybko jednak cofnęła dłoń, gdy usłyszała jego słowa.
    - Pewnie. Bo nie mam nic lepszego do roboty.
    Przez kilka sekund Mai stała w milczeniu, rzucając mu najbardziej mordercze i lodowate spojrzenie, na jakie było ją stać. Temperatura powietrza w pokoju nagle ochłodziła się o kilkanaście stopni, a napięcie unoszące się w powietrzu stało się niemal namacalne. Mai próbowała się uspokoić. Naprawdę. Policzyła do dziesięciu, zrobiła kilka głębokich wdechów, dotknęła zimnego metalu skrytego w fałdach jej szaty, powtarzała sobie w myślach, że jest zamroczony i nie wie, co mówi, ale nie potrafiła się powstrzymać. Jej ręka po prostu wystrzeliła do przodu, uderzając twarz Zuko płaskim wnętrzem dłoni wystarczająco mocno, by jego głowa odskoczyła do tyłu od nagłego, niespodziewanego impetu.
    - Powtórz to - wysyczała, podchodząc do niego bliżej i mrużąc niebezpiecznie oczy - Dostałeś w głowę, ale niewystarczająco mocno, by to usprawiedliwiło to, co przed chwilą powiedziałeś.
    Czy on naprawdę był na tyle skończonym idiotą, by wmówić sobie, że brała udział w zamachu na jego życie? Oczywiście, że o tym nie wiedziała! Jej ojciec doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ostatnimi czasy lojalność Mai względem Zuko przekroczyła jej lojalność względem rodziny i zrozumiał, że nie pomoże mu ona w zrealizowaniu jego szalonych planów ponownego obsadzenia byłego Władcy Ognia na tronie. Dlatego, chociaż wciąż starał się ją podpuszczać i zdobywać informacje na temat codziennego rozkładu zajęć Zuko, liczebności strażników, zmiany wart i obronności pałacu to odciął ją od dopływu wskazówek na temat przyszłych celów New Ozai Society. Nie wiedziała, jakie były ich kolejne kroki i na pewno nie podejrzewała, że będą na tyle zdesperowani, by porwać władcę, w dodatku wykorzystując ją jako swego rodzaju nieświadomą przynętę, co tylko jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Powinna była się domyślić, że to nie mógł być żaden zbieg okoliczności, a Nihao będzie dorównywał fanatyzmem jej ojcu.
    - Gdybym chciała się ciebie pozbyć, Zuko, już dawno byłbyś martwy. Miałam ku temu mnóstwo okazji, a nigdy nie zrobiłam niczego, co mogłoby wzbudzić w tobie podobne wątpliwości. Ciągle pieprzysz o moim braku zaufania do ciebie, a o czym świadczą twoje podejrzenia? - zapytała, nawet nie próbując ukryć złości, którą w niej obudził. Chociaż Zuko nigdy głośno o tym nie mówił, czasami jej beznamiętność wciąż go męczyła, jakby nie potrafił zaakceptować faktu, że Mai właśnie taka jest. Ona nigdy nie wymagała od niego tego, by się dla niej zmienił, by nagle z temperamentnego i niezależnego zamienił się w spokojnego, romantycznego mężczyznę wyznającego jej miłość poprzez serenady w środku nocy. Mai okazywała swoje uczucia w nieco inny sposób niż reszta; chociaż nigdy o nich nie mówiła, zatrzymując wszystko w środku, to przejawiały się one w jej gestach, które w stosunku do Zuko różniły się znacząco od tych kierowanych do kogokolwiek innego. Dla niego to jednak nigdy nie było wystarczająco dobre, a ją wprawiało jedynie we frustrację.
    - Nie wiem, dlaczego w ogóle ratuję twój zdradziecki tyłek, skoro masz o mnie takie zdanie, Wasza Wysokość - stwierdziła z goryczą Mai, lekko kręcąc głową. Odsunęła się do niego, bezszelestnie zakradając się do na wpół otwartych drzwi. Przez szparę mogła zobaczyć rozwalonych na krzesłach i stołach mężczyzn oraz puste butelki i kubki, do których dosypała dużo środka nasennego, upewniając się, że będą spali wystarczająco mocno, aby udało jej się przemycić Zuko.
    - Większość głęboko śpi, ale część stoi na straży przed wejściem i krąży po hali. Nie wiem też, gdzie jest Nihao. Jak się czujesz? Dasz radę walczyć albo przynajmniej iść samodzielnie?

    mrau Mai

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Podoba mi się. :) Można teraz zrobić tak, że Zuko słyszał o jej umiejętnościach leczniczych i mógłby ją wezwać do siebie, bo na przykład jednemu z generałów jakaś rana nie chce się zasklepić, cokolwiek. No i wtedy Aetheris nieco by się bała Zuzu, bo w końcu wiadomo, prawda? :D
    Jak myślisz? ]

    Aetheris

    OdpowiedzUsuń
  18. Zasłużył sobie na ten cios, chociaż zaskoczył on samą Mai. Z reguły atakowała z odpowiedniej odległości, co pozwalało jej się zdystansować względem przeciwnika i odciąć od uczuć związanych z ranieniem drugiego człowieka. Ona była jedynie rzucającym narzędziem, to shurikeny załatwiały całą sprawę. Nigdy jednak nie przekroczyła pewnej bariery, a jej broń miała za zadanie ranić i obezwładniać, nie zabijać czy poważnie krzywdzić. Może właśnie dlatego wykorzystywała shurikeny do przyciągania uwagi Zuko i wzniecania w nim złości, może dlatego rzucała w niego delikatnymi, porcelanowymi talerzami sprowadzanymi z daleka specjalnie dla Władcy Ognia, kiedy doprowadzał ją na skraj wytrzymałości przy wykwintnych obiadach, ale nigdy nie robiła tego własnymi dłońmi, bo to nadawałoby atakowi osobisty charakter, pokazywałoby jej zaangażowanie. Do tej pory utrzymywała odpowiedni spokój i dystans, ale kiedy Zuko przekroczył granicę, ona przekroczyła swoją i nie sięgnęła po swoje niezawodne shurikeny. Zaangażowała się, jednocześnie pokazując, jak bardzo ją zranił swoimi niesłusznymi podejrzeniami, a zrobiła to, uderzając go w twarz. Najwyraźniej jednak nawet tak dosadne pokazanie swojego bólu nie zrobiło wrażenia na Zuko, bo mimo krótkiej eksplozji ognia, nie dał nic po sobie poznać. Nawet się nie wycofał z tego, co przed chwilą powiedział! I on to nazywał związkiem?!
    Mai zmierzyła go uważnym spojrzeniem ciemnych oczy, dłużej zatrzymując się na widocznych na jego ciele obrażeniach.
    - Nigdy nie sugerowałam, że jesteś amatorem, ale powinieneś przestać zgrywać twardziela. Chcę wiedzieć, w jakim naprawdę jesteś stanie, żeby wiedzieć, czego powinnam się spodziewać, gdy będę cię stąd wyciągać. To czysty pragmatyzm, a ja cię nie oceniam. Nie jestem Azulą, z którą zawsze musiałeś rywalizować. Jestem Mai. Powinieneś się nauczyć ze mną współpracować.
    Przywykła już do tego, że z powodu swojej pozycji, jak i wielu wrogów, którzy czaili się w każdym zakamarku, Zuko był nieustannie narażony na niebezpieczeństwo. Czasami miała wrażenie, że wiedziała o tym lepiej niż sam mężczyzna, który wydawał się bagatelizować niekończące się groźby i nieudane ataki na swoją osobę, ale Mai była ich boleśnie świadoma, bowiem to głównie ona zajmowała się unieszkodliwianiem możliwych zagrożeń. Nigdy nie interesowały ją typowo kobiece zajęcia, które zawsze były wypełniane przez małżonki poprzednich Władców Ognia; nie interesowała ją organizacja wystawnych przyjęć czy haftowanie pięknych rzeczy, a nie potrafiła spędzić całych dni w łóżku, w końcu umarłaby z nudów. Dlatego postanowiła wykorzystać swoje doświadczenie w przekradaniu się do miejsc, które teoretycznie były nie do zdobycia i zabezpieczała luki, których dowódcy straży po prostu nie widzieli. Zaczynała myśleć, że poznała pałac lepiej od samego Zuko, ale mimo to ta budowla wciąż pozostawała dla niej odpychająca. Nie rozumiała, dlaczego właśnie tutaj postanowił zostać, zamiast rozebrać zamek kamień po kamieniu albo spalić go na popiół rozwiewany przez wiatr. Mógł osiąść w innej rezydencji, a tak duch przeszłości wciąż czaił się w kątach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wiem, jak nie powinieneś tego odebrać i to mi wystarczy - odpowiedziała jedynie Mai, chociaż wiedziała, że taka odpowiedź go nie zadowoli. Dopiero po chwili odwróciła się w jego kierunku, unosząc brew i krzyżując dłonie na piersi. - A więc o to ci naprawdę chodzi. Nie o to, że znowu zniknęłam, że zostawiłam pierścionek na twoim najbardziej znienawidzonym stoliku, że byłam z obcym mężczyzną, który jest przyjacielem. Tobie chodzi o to, że się śmiałam.
      To było tak niedorzeczne i prawdziwe jednocześnie, że Mai nie była pewna, jak powinna zareagować. Zuko starannie ukrywał prawdziwy powód swojej wściekłości, ale kto inny potrafił lepiej od niej odczytywać jego uczucia i myśli? Przez te lata nauczył się nieco od Mai, bo nie miał wyboru; ciągłe przebywanie w siedlisku żmij wymusiło na nim przyswojenie sobie podstaw utrzymywania beznamiętnej miny w nienawistnym towarzystwie, ale daleko mu było do jej mistrzostwa. Wiedziała, co najbardziej go złościło i wykorzystywała to przeciwko niemu, gdy zaczynała czuć się samotna w murach pałacu, w tym także zwracała się do niego per Wasza Wysokość, ale nie sądziła, że to śmiech stanie się zapalnikiem.
      Mai drgnęła, gdy Zuko nagle stanął tuż przy niej, chwytając ją za ramiona i przytwierdzając do ściany, jakby nic nie ważyła. Musiał liczyć się z tym, że takie gwałtowne podejście do niej często jest równoznaczne z poharatanym ciałem, ale wydawał się być jak w gorączce i zupełnie nie przejmował się tym, co się mogło zaraz z nim stać. Patrzyła na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami, a gdy skończył, opuściła lekko głowę, doskonale wiedząc, że wybrał sobie beznadziejne miejsce i czas, ale jeśli mu nie odpowie, to naprawdę będzie koniec. Nie pamietała, kiedy Zuko był ostatnio tak poważny i zadeklarował tak wiele względem niej.
      Ostrożnie wyswobodziła rękę z jego uścisku i wsunęła mu ją we włosy, jednocześnie zmuszając go do pochylenia głowy. Przyłożyła czoło do jego czoła, patrząc mu w milczeniu w oczy.
      - Kocham cię, idioto - wyszeptała w końcu.
      - Co za urocza scena! - zawołał Nihao z drugiego końca pomieszczenia, powoli klaszcząc w dłonie.

      w sumie nie wiem jak to określić Mai

      Usuń
  19. Mai była wściekła na Nihao. Naprawdę? Naprawdę nie mógł poczekać ze swoim wkroczeniem jeszcze kilku minut, by Zuko mógł nacieszyć się tym, co przed chwilą usłyszał, a ona przy tym nie czułaby się tak zażenowana jak w tej chwili? Mai dbała o swój image twardej dziewczyny i przebłyski emocji mógł dostrzec u niej jedynie jej narzeczony. Często podsłuchiwała rozmowy służących, które potajemnie rzucały Władcy Ognia tęskne, rozmarzone spojrzenia; kobiety nie mogły zrozumieć, dlaczego tak charyzmatyczny, przystojny młodzieniec postanowił się związać z kimś tak chłodnym i odpychającym jak Mai, która w dodatku była blada i koścista, więc na pewno to nie zalety zewnętrzne przyciągnęły jego uwagę. Słyszała już mnóstwo niedorzecznych teorii spiskowych na temat ich skomplikowanego związku, ale zawsze kończyły się one takim samym podsumowaniem: Lord Zuko powinien znaleźć sobie dziewczynę, której twarz będzie wyrażała więcej uczuć niż wieczne znudzenie. Mai nigdy nie czuła się źle ze swoją ekspresją, a z czasem również mężczyzna zaczął dostrzegać emocje w gestach, w których pozornie ich nie było: lekkie zmrużenie oczu, zaciśnięte szczęki, gładzenie chlodnego metalu shurikenów, dłonie skrzyżowane na klatce piersiowej, drgająca powieka. Wymawianie jednak na głos tego, co czuła, wchodziło jednak na zupełnie inny poziom przywiązania i nie chciała, by słyszał to ktokolwiek oprócz Zuko.
    Mai musnęła lekko dłoń narzeczonego opuszkami palców, po czym cofnęła się o krok, uzyskując odpowiedni dystans do rzucania. Nihao poruszał się szybko i zwinnie, znała większość jego sztuczek, jednak on rzucił się głównie na Zuko, przez co nie mogła wyprowadzić odpowiedniego ataku bez konsekwencji dla Władcy Ognia. Zazgrzytała zębami z frustracją, uskakując przed kolejną przypadkową wiązką ognia wysłaną w jej stronę. Czasami żałowała, że razem z Ty Lee nie tworzą tak zgranego duetu jak kiedyś, jej umiejętności blokowania chi były nieocenione w starciach z wyjątkowo agresywnymi magami. Po chwili było jednak już po starciu.
    - Zuko! Zuko, puść mnie! - krzyknęła Mai, wierzgając nogami i szarpiąc się w jego ramionach, jednak mężczyzna miał stalowy chwyt i był zdeterminowany, aby ją stąd wyciągnąć za wszelką cenę. W dodatku znał większość jej sztuczek, dlatego skutecznie uniemozliwiał jej wyrwanie się, a przecież nie miała czasu do stracenia! Z każdą sekundą trawiący pomieszczenie ogień stawał się potężniejszy, bezlitośnie pożerając kolejne skrawki drewnianej konstrukcji, a Mai już teraz zanosiła się kaszlem od dławiącego płuca ciemnego dymu. Obróciła się w stronę Zuko, opierając dłonie w jego pasie.
    - Proszę, Zuko. Gdyby to była Azula, ruszyłbyś jej na ratunek, nie bacząc na mój sprzeciw i to, co ci zrobiła przez te wszystkie lata. Pozwól mi zrobić to samo dla Nihao albo wiesz, jak to się dla nas skończy - powiedziała cicho, ignorując chrypkę, która wdarła się do jej głosu z powodu wypełniającego magazyn żaru. Wiedziała, że środki przymusu źle działały na Władcę Ognia, ale nie miała wyjścia, sam doprowadził do sytuacji, w której musiała się posunąć do odpowiedniego szantażu. Zrobiła to wcześniej tylko raz i przyniosło to zamierzony skutek, dlatego wiedziała, że tym razem także zadziała, mimo że okoliczności były bardziej niesprzyjające, wręcz dramatyczne. Musiał jednak pozwolić jej podejmować własne ryzyko i mierzyć się z jego konsekwencjami. Nie była porcelanową laleczką, którą należało chronić przed wszystkimi niebezpieczeństwami świata, bo nie potrafiłaby sobie z nimi poradzić. Była wojowniczką. Już samo to zawsze wiązało się z ryzykiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Dobrze wiesz, że mogę to zrobić. Nic mi nie będzie. Pozwól mi - poprosiła. Kiedy poczuła pod palcami, jak jego spięte mięśnie na chwilę się rozluźniają, gdy zaczęły ogarniać go wątpliwości, szybko odskoczyła do tyłu. - Przepraszam, Zuko. Muszę to zrobić. Pod żadnym pozorem nie idź za mną, słyszysz? Zajmij się innymi.
      Mai odwróciła się do niego plecami i ruszyła biegiem w kierunku przygniecionego przez belkę Nihao, przyciskając rękaw szaty do ust oraz nosa, aby ochronić się przed wdychaniem gorącego dymu. Jej oczy łzawiły od żaru, ale jej doskonale wyćwiczone ciało jej nie zawodziło; przeskakiwała odpadające ze stropu płonące kawałki drewna i wspinała się po klatkach, szukając najbardziej dogodnej i najbezpieczniejszej drogi do przyjaciela z dzieciństwa. Na szczęście nie był nieprzytomny, słyszała jego jęki, gdy próbował zrzucić przygniatający go ciężar z ciała, ale samodzielnie nie miał szans tego dokonać. Kucnęła koło niego, starając się trzymać głowę jak najniżej i razem z nim podparła belkę, przeklinając pod nosem głupotę Nihao.

      odważna (i głupia) Mai

      Usuń
  20. [Również witam serdecznie i dziękuję za miłe słowo! Mam przed sobą mojego skrytego ulubieńca, jak widzę :) Hm, może Zuko od generała dowiedziałby się to i owo o świecie duchów i zapragnąłby większej wiedzy na ten temat? Przydałaby się mu Ria, a właściwie jej zdolności. Jej samotne ścieżki mogłyby nie przewidywać przystanku u Zuko, więc mogłaby się ukrywać tak samo jak przed Aangiem. Oczywiście Zuko by ją ostatecznie capnął, ale wtedy to mu współczuję towarzystwa takiego uparciucha i dziwaka jak Ria.]

    Ria

    OdpowiedzUsuń
  21. Belka była cięższa, niż podejrzewała, ale udało im się ją zepchnąć, zanim liżące ją płomienie dosięgły któregokolwiek z nich. Mai od razu chciała wrócić, nie chcąc wystawiać cierpliwości Zuko na próbę, jednak Nihao złapał ją za ramię i przytrzymał w miejscu, jakby szalejący dookoła żywioł nie robił na nim żadnego wrażenia.
    - Chodź ze mną, Mai. Mogłoby być tak jak dawniej. Przecież nie było ci ze mną tak źle w Omashu, a teraz popatrz, jak potężni moglibyśmy się razem stać. W dodatku uszczęśliwiłabyś ojca. Już ci nie zależy na jego aprobacie?
    - Mój ojciec oszalał. Ty także, skoro go popierasz w jego dążeniach. Ozai na tronie zniszczyłby znany nam świat. Wszystko, co kochasz, obróciłby w pył w imię własnej zachcianki. Nie chcę takiego życia.
    - Więc wolisz tyranię tego... tego... zdrajcy?
    Mai spojrzała przez płomienie na opierającego się o ścianę Zuko. Wyglądał, jakby jednocześnie chciał w coś przywalić i było mu wszystko obojętne; nie potrafił się zdecydować na jedną opcję prawdopodobnie z jej powodu. Rozniósłby tę budę w proch, gdyby nie fakt, że Mai użyła podstępu, aby wrócić się do środka. Skoro zależało mu na niej, nie mógł być tyranem, bo tacy nie posiadają żadnych pozytywnych uczuć. Ale Nigao nigdy by tego nie zrozumiał. Tak jak nikt inny nie rozumiał więzi, która ich łączyła.
    - Zuko jest dobrym człowiekiem. Ma swoje wady, całe mnóstwo, ale kto ich nie ma? Zasłużył na to, by dać mu szansę. Stara się. Nie znasz go tak jak ja go znam i nie wiesz, jak wiele wyrzeczeń kosztuje go mądra władza, a mimo to wciąż robi wszystko dla swojego ludu. Poza tym, nie muszę ci się tłumaczyć ze swoich decyzji. Odejdź i nie wracaj. Twoje życie zostaje oszczędzone, ale winy nie są zapomniane - ostrzegła go Mai, pochylając głowę i chowając oczy za gęstą grzywką - Żegnaj, Nihao.
    Mai wyczuła subtelną zmianę w zachowaniu Zuko, kiedy tylko stanęła u jego boku po wydostaniu się z magazynu. Sama jego sylwetka symbolizowała wycofanie, a w jego spojrzeniu dostrzegła chłód, który z reguły był przeznaczony dla obcych osób. Za tym wszystkim nie czaiła się jednak złość, a smutek, co wyjątkowo dobiło Mai. Potrafiłaby znieść jego wsciekłość i sobie z nią poradzić, potrafiłaby ją załagodzić, ale poczucie zranienia było dużo trudniejsze do naprawienia, a później wymazania z pamięci. Z trudem przełknęła ślinę, wiedząc, że nieuchronnie zbliżają się do momentu, który o wszystkim rozstrzygnie i najprawdopodobniej nie mogła spodziewać się niczego dobrego. Ale może właśnie tak miało być, może nigdy nie było pisane im szczęśliwe zakończenie. Za bardzo się różnili, zbyt wiele ich dzieliło. Każdego dnia walczyli o utrzymanie tego związku, chociaż czasami nie było to widoczne, jednak kiedyś siły do walki się kończą. Czasami, chociaż siła woli na to nie pozwala, ciało nie daje rady i się poddaje. Może Zuko doszedł do wniosku, że czas się poddać. Odpuścić.
    - Już to zrobiłam. Pomogłam mu. Rachunki wyrównane, dług został spłacony - stwierdziła obojętnie Mai. Wiedziała, że Zuko nie zrozumie, ale nie musiał wszystkiego rozumieć. Musiał tylko ufać jej decyzjom. Bez słowa złapała go za dłoń i splotła ich palce razem, ignorując złe przeczucia. Tak długo, jak Zuko jej nie odepchnie, będzie z tego korzystała.
    - Odpowiedz mi szczerze. Czy gdyby twoje życie zależało ode mnie, zaufałbyś mi? Bezgranicznie?

    Mai, która smuta na myśl o tym, co chcesz zrobić

    OdpowiedzUsuń
  22. [ Dzień dobry. Ja chciałam zaproponować jakiś wątek. Mam nawet kilka pomysłów np. taki iż mogli się znać z dzieciństwa i po wielu latach by się spotkali w pałacu gdy ta akurat została wezwana]

    Radhika

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Co najwyżej Radhika mogłabybyć znajoma Azuli, jednak nie utrzymywała by z nią przyjacielskich kontaktów. Mogłyby rywalizować. Zaczniesz?]

    Radhika

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Zuko <3 Kiedy "life-changing fieldtrip"? ;D ]

    Toph

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie lubiła mówić, podobała jej się cisza i jej niezmącony spokój, dlatego dobierane przez nią słowa znaczyły zawsze dokładnie to, co chciała powiedzieć, a czasami dużo więcej, zawierając w sobie ukryte przesłania dostrzegalne tylko dla tych, którzy najlepiej ją znali. Ponieważ jej twarz nic nie wyrażała, w słowach zazwyczaj przemycała wszystko to, co chciała przekazać, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie miały one drugiego dna. Sama jednak nie potrafiła czytać między wierszami i może dlatego nigdy nie była wybitnie dobra w kontaktach międzyludzkich, ktore tego wymagały; dlatego też nie spodziewała się, że za zachowaniem Zuko może się kryć coś więcej, że jego mimika i słowa niosą ze sobą gorzkie przesłanie, o którym dopiero miała się dowiedzieć. Sądziła, że już dawno ustalili ze sobą, iż nie będą mieli przed sobą żadnych sekretów i będą ze sobą szczerzy; a jeśli będą mieli jakieś tajemnice to to drugie, chociaż nie będzie jej znało, przynajmniej będzie świadome tego, że jakaś istnieje. Już samo to było kompromisem wypracowanym w morderczych warunkach, ale Mai sądziła, że Zuko jest na tyle inteligentny, by nie powtarzać błędów przeszłości. Najwyraźniej jednak dalej do niego nie docierało, że nie był już dłużej sam, że miał drugą osobę, która mogła mu pomóc dźwigać te wszystkie obowiązki związane z byciem władcą i że już dłużej nie jest skazany na to, by samotnie walczyć z wszelkimi przeciwnościami. Nie była dziewczyną wybraną mu przez doradców, którą specjalnie odcinałby od siebie, a przebywał w jej towarzystwie tylko wtedy, gdy byłoby to konieczne w celu spłodzenia potomka. Była jego partnerką, ale najwyraźniej ciągle o tym zapominał, podejmując się różnych rzeczy bez jej zgody.
    Mai poderwała nagle głowę, słysząc wyrok wygłoszony przez Zuko.
    - Nie - powiedziała cicho, a później gwałtownie podniosła się z miejsca, a jej szata zatrzepotała w powietrzu, gdy pokonała dzielącą ich odległość - Nie możesz tego zrobić! Oszalałeś, zgłupiałeś już do reszty?! To mój ojciec, na litość Avatara! Wiem, kim jest i wiem, co zrobił, ale nadal wiążą mnie z nim więzy krwi i nie pozwolę ci tego zrobić, Zuko. Chyba nie chcesz mi wmówić, że właśnie to nazywasz działaniami na rzecz naszego wspólnego dobra?! Nie zrozumiem tego i nie zaakceptuję. W imię wszystkiego, co nas łączy, zaklinam cię, nie rób tego!
    Generał stał nieopodal niezdecydowany, przenosząc wzrok z Władcy Ognia na jego narzeczoną i z powrotem. Był to mężczyzna w sile wieku, wystarczająco mądry i znający realia pałacowej hierarchii, by wiedzieć, że jeśli Mai znajduje się w pokoju, żadna decyzja tak naprawdę nie została przesądzona. To ona stanowiła wsparcie dla Zuko i nierzadko pomagała mu dostrzec błędy w jego rozumowaniu, chociaż robiła to na osobności, gdy nikt ich nie słyszał, nie chcąc, aby Zuko uznał to za atak na swoją osobę i kompetencje. Wpływała na niego uspokajająco, podczas gdy on budził w niej dawno pogrzebane uczucia i uczyli się współpracować dla dobra ogółu, dlatego ci najbardziej spostrzegawczy wiedzieli, że Mai nie będzie kolejną cichą władczynią, że ona również ma coś do powiedzenia, a jej umiejętności świadczyły na jej korzyść, zwłaszcza wśród żołnierzy, którzy respektowali ją jako prawdziwą wojowniczkę. Również generał był świadomy tego, że Mai była liczącym się graczem, dlatego nie ośmielił się od razu odmaszerować, aby wykonać polecenie; zwłaszcza, że chodziło o jej ojca.
    - Zastanów się. Przemyśl to, ze względu na mnie. To mój ojciec. Postąpił źle, ale kara śmierci to... Zuko, nie.

    Mai, która jest zrozpaczona

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Czyń honory, proszę Cię bardzo. :) ]

    Aetheris

    OdpowiedzUsuń
  27. - On nie jest pierwszym i jedynym, który podjął się próby! I na pewno nie ostatnim, na jego miejscu pojawią się kolejni, a śmierć mojego ojca na pewno ich nie powstrzyma. - Mai złapała go za dłoń i lekko ją ścisnęła, pochylając głowę. Nie wiedziała, jak ma mu przemówić do rozsądku, jak wpłynąć na jego decyzję i złagodzić bezlitosny wyrok. Owszem, miała na niego wpływ, ale Zuko pozostawał uparty, przekonany o swojej słuszności nawet wtedy, gdy swoim zachowaniem ranił swoich najbliższych. Nie dostrzegał prostych faktów, nie rozumiał, że ten człowiek ją wychował i, chociaż nigdy nie przejawiał względem niej gorących uczuć, troszczył się o jej bezpieczeństwo. Jak każdy miał swoje wady, ale to nie była jego wina, że właściwie wyprano mu mózg. - Jeżeli to według ciebie jedyna słuszna decyzja, dlaczego nie potrafisz mi przy tym spojrzeć w oczy?
    Ten szczegół nie umknął jej uwadze. Odkąd weszli do pałacu Zuko ani razu nie odwrócił się w jej stronę, wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego i teraz Mai w końcu wiedziała dlaczego. Miała ochotę zwyzywać go od najgorszych, ponownie go uderzyć, byle tylko oprzytomniał, ale było już za późno. Zuko wykonał o krok za dużo. Gdy w końcu na nią spojrzał, dostrzegła w jego oczach jedynie niewypowiedziane groźby i desperacki chłód powoli ogarniający jego twarz. Naprawdę sądził, że jego ostrzeżenia ją powstrzymają? Nigdy nie była tak naprawdę jego poddaną i chociaż wiedziała, że nie stała ponad prawem, nie miała zamiaru się cofnąć. Nie miała zamiaru pozwolić, by Zuko popełnił największy błąd swojego życia i ostatecznie wszystko zaprzepaścił.
    - Nie możesz wymuszać na mnie obietnicy, której nie spełnię, Wasza Wysokość - odpowiedziała w końcu chłodno, puszczając jego dłoń i cofając się kilka kroków do tyłu. Złożyła przed nim głęboki ukłon i wyszła, chociaż jej szept jeszcze chwilę rozbrzmiewał w pustej sali. - Nie będę wybierać między tobą a moim ojcem. Nie miałeś prawa tego ode mnie wymagać.
    ***
    Mai nigdy nie była specjalnie towarzyska, ale udało jej się w pałacu pozyskać kilkoro oddanych służących, którzy natychmiast poinformowali ją o pojmaniu i wtrąceniu do lochów jej ojca. Westchnęła ciężko, opierając się o parapet, gdzie podziwiała słońce zachodzące nad stolicą Narodu Ognia. Ostatni raz ogarnęła sypialnię wzrokiem i bezszelestnie zniknęła w ciemności, kierując się do celi. Dzięki swoim licznym wędrówkom i badaniu słabych stron pałacu przemknięcie się tam było dziecinną igraszką. Ogłuszyła strażników strzegących jej ojca niczym najniebezpieczniejszego przestępcę, po czym pomogła mu wydostać się poza obręb murów. Oddała mu złote spinki i zapakowany worek z prowiantem, który wystarczy mu na tydzień, instruując go, że powinien jak najszybciej wydostać się poza terytorium Narodu Ognia i skryć się gdzieś wśród stałych przyjaciół, zaprzestając swojej działalności.
    - Poświęciłam dla ciebie wszystko, ojcze. Jeżeli nie przestaniesz, oboje będziemy zgubieni. To twoja ostatnia szansa.
    Sama wróciła do celi, z której uwolniła ojca i usiadła na podłodze po turecku, kładąc przed sobą całą broń, która do tej pory była skryta w fałdach jej ubrania. Medytowała, aż odnaleźli ją strażnicy, którzy z największą ostrożnością odeskortowali ją do sali narad. Mai splotła dłonie za plecami, zaciskając wargi w wąską linię i wlepiając wzrok w podłogę.

    Mai, która... sama już nie wiem

    OdpowiedzUsuń
  28. Mai wielokrotnie była świadkiem podobnych procesów, chociaż użycie tego słowa było niewskazane, skoro jej los tak naprawdę miał zależeć od humoru władcy. Ostatni raz widziała jednak coś takiego wiele lat temu, jeszcze jako młoda dziewczyna, kiedy na tronie zasiadał Lord Ozai. Nie miał żadnych skrupułów w wydawaniu najsurowszych wyroków, pojawienie się w tej sali było właściwie równoznaczne z karą śmierci, wykonywaną nawet w trybie natychmiastowym. Sala tronowa znowu stała w płomieniach, co ludzi znających realia życia w pałacu za czasów poprzedniego władcy musiało napawać niechęcią i przerażeniem, nawet włoski na karku Mai zjeżyły się na ten widok, gdy została wprowadzona do środka. To nie w ten sposób chcieli rządzić krajem, to nie w ten sposób próbowali zdobyć szacunek wśród poddanych. To nie były metody godne dobrego Władcy Ognia, ale najwyraźniej Zuko zagubił się na drodze, którą objął.
    Obawiała się tego. Już od kilku miesięcy nie był sobą, coraz bardziej zatracał się w otchłani beznadziei, do której Mai nie miała dostępu. Nie wiedziała, co było przyczyną jego stanu, ale wiedziała, że pewnego dnia przyczyni się to do czegoś złego. I nie myliła się, nigdy się nie myliła, chociaż czasami wolała, by było inaczej. Kiedy Zuko pochłaniała pustka, wszystko zaczynało być mu obojętne i wcale nie chodziło jej o sposób w jaki ją traktował, a raczej całkowity brak jakiegokolwiek odzewu z jego strony, chodziło o brak zainteresowania czymkolwiek, o spojrzenie, które wydawało się być pozbawione duszy, jakby nie miał siły dłużej walczyć, jakby pragnął jedynie zniknąć. Obserwowała to z boku, ale wiedziała, że jeśli Zuko nie zechce sam wyrwać się z tego stanu, nie będzie mu mogła pomóc w zmierzeniu się z tym i ta bezsilność każdego dnia ją zabijała.
    - Brak szacunku?! Naprawdę, Zuko? Brak szacunku?! - krzyknęła Mai, czując, jak złość powoli ją wypełnia, zalewa jej żyły ogniem, którego nie da się w żaden sposób ugasić, nie kiedy stoją po przeciwnych barykadach i z każdym wypowiadanym słowem przepaść między nimi tylko się powiększa, niszcząc ich samych. - A jaki szacunek ty mi okazałeś, kiedy wydałeś wyrok śmierci na mojego ojca, kompletnie ignorując moje zdanie? Jaki szacunek mi okazujesz, kiedy nazywasz mnie zdrajcą, a sam jesteś zdrajcą samego siebie? Bo powiedz mi, Zuko, dlaczego twój największy wróg, dlaczego osoba, która zagraża ci najbardziej ze wszystkich, wciąż żyje? Twój ojciec jest potworem, wciąż ma za sobą rzesze ludzi, którzy zrobiliby dla niego wszystko, to w jego imieniu cię atakują, a jednak nie zrobisz nic, by go powstrzymać, by ostatecznie się go pozbyć. A ja nigdy, nigdy nie naciskałam w tej kwestii. Jesteś jednak gotowy zabić mojego ojca. Za kogo ty się masz? Popatrz, co robisz. Obudź się w końcu i weź się w garść.
    Mai wyrwała podbródek z jego chwytu i gwałtownie cofnęła się do tyłu poza zasięg jego rąk.
    - Nie waż się mnie dotykać - wysyczała, mrużąc groźnie oczy - Straciłeś do tego prawo. Straciłeś prawo do czegokolwiek, co jest ze mną związane.
    Usłyszała, jak za jej plecami strażnicy mocniej zaciskają dłonie na broni, najwyraźniej przekonani, że jej głos niósł ze sobą coś więcej niż tylko ostrzeżenie bez pokrycia.

    wkurzona Mai

    OdpowiedzUsuń
  29. - Przestań - powiedziała w końcu, unosząc do góry dłoń i kręcąc lekko z politowaniem głową - Pogrążasz się tylko. Niby to ja jestem zadufana w sobie, ale kto cały czas mówi tylko o sobie, Zuko, co? Cały czas powtarzasz jaki to jesteś biedny, skrzywdzony, liczysz się tylko ty i twoja opinia. I ty śmiesz nazywać siebie władcą? Ja po prostu nie mogę tego słuchać. Zuko, którego znałam i ceniłam, nie narzekałby tyle. Zacisnąłby zęby i parł do przodu ze względu na dobro swojego ludu, zamiast użalać się nad sobą niczym rozpieszczona księżniczka. Więc może masz rację. Może faktycznie w ogóle cię nie znam.
    Nie chciała powiedzieć, że jest żałosny, że jest słaby zupełnie tak, jak przewidział to jego ojciec, ale jego zachowanie właśnie na to wskazywało. Cały czas mówił o swoim strachu, swoich nieprzespanych nocach, swoim honorze, swoich słabościach i bynajmniej nie kreował tu dobrego wizerunku silnego władcy, chociaż Mai nie potrafiła zrozumieć, co takiego mu się stało. Minęło wiele lat, odkąd przejął władzę i z czasem powinien się uodpornić na drobne przeciwności, ale sytuacja była wręcz odwrotna, a ona nie mogła już dłużej na to patrzyć. To nie był Zuko, którego kochała, a jedynie pusta skorupa. Już nic nie mogła dla niego zrobić, od teraz był zdany tylko na siebie. Miała nadzieję, że uda mu się spojrzeć na wszystko z dystansu, zrozumieć swoje błędy i naprawić wszystko, zanim będzie za późno, gdy nie będzie stała koło niego, chociaż uświadomienie sobie, że to ona mogła być przyczyną jego dziwnego zachowania, było bolesne. W pewnym momencie Zuko za bardzo się od niej uzależnił i była to dość przerażająca myśl. Stracił umiejętność właściwego osądu, swoją indywidualność, zagubił się w tym wszystkim, a chociaż konieczność odejścia i opuszczenia go bolała, wiedziała, że właśnie to musi zrobić.
    Był jej brakującą częścią. To w jego obecności budziła się do życia z marazmu, w który popadła. Kiedy był obok niej, wiedziała, że nic nie stanie im na przeszkodzie, że należeli do siebie bardziej niż kiedykolwiek do kogokolwiek, bardziej niż do otaczającego ich świata. Uzupełniali się, a chociaż nikt inny tego nie rozumiał, wystarczało, że oni rozumieli. Tym razem to jednak było za mało.
    - Podjąłeś swoją decyzję. Ja podjęłam swoją, nie żałuję tego. I jestem gotowa ponieść konsekwencje - odpowiedziała jedynie beznamiętnie. Opadła na kolana, łącząc ze sobą dłonie i pochylając głowę w lekkim ukłonie. - Ja, Mai, zrzekam się wszystkich swoich praw i tytułów. Od dzisiaj pozostanę bezimienna, nie należąc do żadnego państwa, skazana na tułaczkę. Zrzekam się miana narzeczonej Władcy Ognia i jednocześnie tytułu przyszłej władczyni, zrzekam się swojej pozycji wojowniczki Narodu Ognia, zrywam więzy, opuszczam Ogień. Należę już tylko do siebie.
    Co w zasadzie nie było taką złą opcją, jeśli patrzyło się na wrak, który został z Zuko. Wstała, dumnie unosząc podbródek do góry i ogarniając wszystkich zgromadzonych w sali tronowej nieodgadnionym spojrzeniem.
    - Mam nadzieję, że teraz będziesz szczęśliwy, Wasza Wysokość - powiedziała głośno, po czym ściszyła głos do szeptu - Pogubiłeś się w tym wszystkim. Zmieniłeś się. Rezygnuję z ciebie, Zuko. Odchodzę. Nie potrafiłam do ciebie dotrzeć, ale wina leży po obu stronach. Mam nadzieję, że pewnego dnia to zrozumiesz. Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić, ale może po prostu to nie było nam pisane.

    smutam

    OdpowiedzUsuń
  30. Mai w pełnej napięcia ciszy została odprowadzona do komnaty, gdzie niemal od razu spakowała cały potrzebny jej do podróży bagaż. Czuła na sobie niepewne spojrzenia strażników, którzy nie byli pewni, jak powinni teraz ją traktować; jeszcze kilka godzin temu była królewską narzeczoną, wojowniczką, z której zdaniem musieli się liczyć, teraz dzięki paru słowom została pozbawiona całego swojego statusu, ale raz wypracowany szacunek nie znika od razu, nie gdy nie ma ku temu poważnej przyczyny. Musieli rozumieć jej decyzję, kiedy więzy krwi stanęły ponad wiernością władcy. Bo Mai właśnie to zrobiła; nie zdradziła Zuko, jedynie zignorowała rozkaz wydany przez Władcę Ognia. Zuko powinien nauczyć się rozdzielać te dwie osoby, ale nie potrafił, praca przenikała się z życiem prywatnym i na odwrót, a on w tym wszystkim się pogubił.
    Wyruszyłaby od razu, gdyby nie obawiała się o los prostych żołnierzy przydzielonych do pilnowania jej. Dostali inne rozkazy, a jeśli zmusiłaby ich do natychmiastowego odeskortowania do Fune, mogliby mieć kłopoty, dlatego zdecydowała się zaznać trochę snu przed męczącą podróżą. Nie wiedziała, gdzie podąży i gdzie ostatecznie trafi, ale teraz nie miało to znaczenia. Wiedziała jedynie, że jutro opuści stolicę i nigdy więcej jej nie zobaczy.

    Minął miesiąc, odkąd Mai opuściła Naród Ognia, a raczej została zmuszona, by porzucić wszystko, co było jej znane. Przypominało to trochę czasy, kiedy była dzieckiem, a jej ojciec został wybrany na gubernatora Omashu i razem z całą rodziną przeprowadziła się do Królestwa Ziemi, w sam środek obcego lądu. Przez te trzydzieści dni nigdzie nie znalazła dla siebie miejsca na dłużej, balansując na granicy przepaści, gdy próbowała znaleźć sobie zajęcie, które zajęłoby jej umysł i serce. Noce były najgorsze, przepełnione samotnością i pustką, gdy nie potrafiła pozbyć się natrętnych wspomnień, które wciąż powracały, niszcząc jej plany. Za dnia obiecywała sobie, że zapomni, że ruszy do przodu i naprawdę odpuści, ale noce rządziły się własnymi prawami i nawet Mai nie potrafiła z tym walczyć. Po pewnym czasie uświadomiła sobie, że przez przygniatającą umysł i ciało rozpacz nie zauważyła oczywistych zmian. Mdłości, huśtawki nastrojów, brak miesiączki... Długo nie chciała przyznać sama przed sobą, że do tego doszło, ale nie miała wyjścia. Taka była rzeczywistość, a ona musiała się z nią zmierzyć, chociaż myśl o tym przyprawiała ją o drżenie ciała, które nagle ulegało całkowitemu paraliżowi.
    Wślizgnięcie się do pałacu okazało się dla niej dziecinną igraszką.
    Mai wsunęła się przez okno, ostrożnie zbliżając się do Zuko, jakby ten był dzikim zwierzęciem gotowym zaatakować w każdej chwili, ale może właśnie tak było. Już nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać, skoro bez cienia wahania w głosie skazał ją na wygnanie. Może faktycznie nigdy go nie znała.
    - Wiem, że nie powinno mnie tutaj być. Ale musisz mnie wysłuchać. - Musiało być coś rozpaczliwego, wręcz desperackiego w jej głosie, bo Zuko nie podniósł głosu, wzywając strażników, aby ci wyrzucili ją za bruk jak bezpańskie zwierzę lub wtrącili do więzienia za powrót do ojczyzny mimo rozkazu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kilku krokach pokonała dzielącą ich odległość. Złapała go za prawą dłoń i przyłożyła ją do swojego brzucha, przez kilka pełnych napięcia sekund wpatrując się w ich ręce, jakby to mogło uratować ją przed wypowiedzeniem kolejnych słów, ale wiedziała, że nie miała wyjścia. Zasługiwał, by wiedzieć, nawet po tym wszystkim. Niepewnie uniosła na niego spojrzenie, przegryzając dolną wargę, a jej ciemne oczy dziwnie błyszczały, jakby zebrały się w nich łzy, chociaż Mai utrzymywałaby, że to światło świec wywołało takie złudzenie.
      - Jestem w ciąży.
      Brzuszek jeszcze nie był widoczny, ale nieco się zaokrąglił, co na pewno mógł poczuć mimo skrywających ten fakt luźnych ubrań. Jeszcze kilka miesięcy temu Zuko pewnie cieszyłby się z możliwości zostania ojcem jak wariat, ale teraz nie wiedziała, jak zareaguje na tę niecodzienną wiadomość. Jeżeli ją wyrzuci... Mai nie wiedziała, co zrobi. Została z tym wszystkim zupełnie sama, do nikogo nie mogła się zwrócić. Rodzice uznaliby to za hańbę, jedna z jej niegdysiejszych towarzyszek była uciekinierką z więzienia, druga gdzieś zniknęła, a Zuko... Była zagubiona i wystraszona, przygnębiona jeszcze bardziej niż zwykle, czuła, że została pozbawiona wszystkich możliwości. Chyba nigdy w życiu nie była tak przerażona.
      Potrzebowała go.

      lajf is brutal

      Usuń
  31. Mai zapatrzyła się na coś za oknem, wszystkie jej mięśnie pozostawały spięte, jakby w każdej chwili była gotowa do ucieczki. Nie chciała tu być. Nie chciała na niego patrzeć, słuchać jego głosu, czuć jego dotyku, ale znalazła się w sytuacji bez wyjścia i tylko on mógł jej pomóc.
    - Jestem pewna, Zuko. Jestem w ciąży - powtórzyła, chociaż nie była pewna, kogo bardziej próbowała przekonać. Mimo pewności co do swojego błogosławionego stanu sama wciąż nie potrafiła zaakceptować tego faktu, wypowiedziane słowa brzmiały dziwnie, nierealnie, jakby to wcale nie dotyczyło jej samej. Nie mogła uwierzyć, że zostanie matką. Była wojowniczką, która po kolei wymazywała każdą słabość ze swojego życia, wszystko, co mogłoby uczynić ją podatną na zranienia. Udało jej się odsunąć nawet jedynego mężczyznę, który kiedykolwiek obdarzył ją takim uczuciem, a dziecko stanie się już na zawsze jej słabym punktem. W dodatku nie wyobrażała sobie, że będzie ono musiało przejść podobną drogę co sam Zuko. Była świadkiem wszystkich najważniejszych chwil w życiu przyszłego Włascy Ognia, a teraz musiała oglądać, ile władanie krajem go kosztuje. Nie chciała takiej przyszłości dla tego małego człowieka, którego nosiła pod sercem.
    - Nie wierzę, że zapytałeś - odpowiedziała jedynie cicho Mai, cofając się do tyłu, jakby Zuko ją uderzył. Kiedyś jego niepewność co do jej wierności wywołałaby prawdziwą burzę w pałacu, która skończyłaby się potłuczonymi talerzami, nożami wbitymi w ściany i drogocenne gobeliny, a także krzykiem, bo sugerowanie, że Mai nie jest mu wierna, zasługiwało na podjęcie specjalnych, twardych środków. Teraz jednak była zmęczona, tak bardzo zmęczona swoim lękiem i niepewnością, że patrzyła na niego jedynie z wyrzutem, a choć gniew przebijał się przez udawany spokój w jej głosie, to nie zrobiła nic ponad to. - Nigdy nie było nikogo innego. To twoje dziecko.
    To było bolesne. Tak stać i patrzeć na mężczyznę, którego się kochało, a który wcale go nie przypominał. Nieważne, co zrobiła, jak bardzo czuł się zraniony przez jej ucieczki czy bezlitosne słowa, zawsze mogła na niego liczyć jako na swoje oparcie, które nie pozwoli pogrążyć jej się w przejmującym poczuciu beznadziei. Jej skóra była jeszcze bledsza niż zazwyczaj, stając się coraz bardziej przeźroczysta, jej oczy spowijały ciemne worki, była zbyt wychudzona mimo powoli rosnącego brzuszka, a choć prezentowała się jak zdesperowana osoba, która nie ma już nic do stracenia, bo nie ma dlaczego żyć, Zuko utrzymywał stosowny, formalny dystans. Wiedziała, że w jego oczach straciła prawo, by prosić o cokolwiek, a tym bardziej o odrobinę ciepła, ale nosiła jego dziecko. W tej chwili mogła liczyć jedynie na honor Zuko, który nie pozwoli mu zostawić jej z tym problemem samym. Na więcej nie mogła liczyć, ale już to mogło okazać się nieocenione. W przeciwnym razie... nie wiedziała, co mogłaby zrobić. Poinformowanie Zuko o potomku było pierwszą rzeczą na jej liście, gdy domyśliła się, że jest w ciąży i myśl, że kiedyś wprawiłoby go to w stan nieprzerwanej euforii przynajmniej przez kolejne dziewięć miesięcy teraz niesamowicie jej ciążyła, ale co mogła zrobić? Jeszcze cztery miesiące temu nie mieli takich problemów, o czym świadczyło dziecko rozwijające się w jej ciele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mai opadła na łoże, pochylając się do przodu i skrywając twarz w dłoniach, które nie przestawały się trząść z nadmiaru emocji. Przyjście do pałacu wymagało od niej ogromnych pokładów silnej woli, bowiem duma nie pozwalała jej wrócić do miejsca, które ograbiło ją z wszystkiego, a wyznanie kosztowało ją jeszcze więcej siły. Jak powiedzieć mężczyźnie, który kiedyś cię kochał, a teraz odczuwa tylko nienawiść, że będzie ojcem twojego dziecka? Jak spojrzeć mu przy tym w oczy i nie załamać się pod wpływem wizji, że kiedyś przekazanie takich wieści wyglądałoby zupełnie inaczej i spotkałoby się z zupełnie innym odbiorem?
      - Nie prosiłam o to - powiedziała, a chociaż jej głos był przytłumiony, w ciszy skrywającej pokój doskonale słyszalny - Uwierz mi, nie tak to sobie wyobrażałam. Nie jestem na to gotowa. I jeszcze do tego my...
      Nie dokończyła. Nie musiała. Nie było już żadnych nas. Był tylko ból i strata.

      shit happens

      Usuń
  32. Radhika miała dziś niesamowicie nudny i przybijający dzień. Od samego rana wysyłano ją tu, to tam po zupełnie nie potrzebne rzeczy i zlecano Jej nie potrzebne zadania, by tylko nie przebywała w ich towarzystwie. Może i była oczami i uszami tego zamku jednak to nie był powód, by tak ją traktowano. Więc kiedy mogła zanieść posiłek władcy Ognia ucieszyła się jak nigdy z tego zadania. Nie musiała przybywać w ich towarzystwie choć tych kilka chwil. Weszła do Jego komnaty, przedtem pukając i postawiła na jednym ze stolików parującą zupę i już miała się oddalić gdy zadał jej konkretne pytanie. Odwróciła się do Zuko nie patrząc mu w oczy a wzrok wbiła w jedną część kanapy.
    - Zapewne ukrywa się by zregenerować siły jednak nie wiem gdzie się podziewa. A nad tematem Jej pobytu można snuć tylko spekulacje- rzekła cicho, tak jak miała zazwyczaj.
    Stała tak czekając na kolejne pytanie, bądź zadanie. Wolała być z nim tutaj, pomimo Jego charakteru i tego iż zbyt dobrze się nie znali.

    Radhika

    OdpowiedzUsuń
  33. [Dziękuję za ciepłe powitanie c: Lireael jak najbardziej mogłaby pracować u stryja Zuko, właściwie wybierając herbaciarnię jako miejsce jej zatrudnienia, miałam taką skrytą nadzieję. Hm, mógłby wyjść z tego rzeczywiście ciekawy wątek. Może zaczniesz?]

    Lireael

    OdpowiedzUsuń
  34. Mai nie wyobrażała sobie zostania matką nawet miesiąc temu, gdy sprawy między nią a Zuko nie przyjęły jeszcze tak dramatycznego obrotu. Chociaż słyszała ciągłe uszczypliwe komentarze, że młodsza już nie będzie i wypadałoby wziąć ślub, a następnie oistarać się o szybkie pojawienie się pełnoprawnego dziedzica, to nie myślała o potomku. Zuko również, bowiem nigdy nie rozmawiali na ten temat, za co Mai była mu częściowo wdzięczna, bo zaczynała się czuć jak klacz rozpłodowa, której jedynym zadaniem było urodzenie zdrowego dziecka zdolnego przejąć władzę w kraju po śmierci Lorda Zuko. Wiedziała jednak, o jakiej rodzinie marzył mężczyzna i doskonale zdawała sobie sprawę, że jego marzenia nie zostaną spełnione. Kiedy ją wygnał, okrył ją hańbą i odzyskanie szacunku stało się właściwie niemożliwe, będzie liczyła się tylko przez wzgląd na bycie matką następcy tronu. A do tego nie wyobrażała sobie ich codzienności, nie potrafiła znieść myśli, że każdego dnia bedzie widywała Zuko i będą traktować się jak obce sobie osoby odnoszące się do siebie z chłodnym dystansem, że będą na siebie patrzeć dopiero wtedy, gdy będzie to absolutnie konieczne. Już wcześniej nie chciała przyszłości dla swojego dziecka w pałacu, teraz była zdesperowana, by uchronić je przed tym wszystkim, a mimo to wróciła, by powiedzieć mu, że będzie ojcem.
    Była taka głupia.
    - Znasz odpowiedź, Zuko. Nie przyszłam tu, by rozmawiać na ten temat. By tłumaczyć się przed tobą ze swoich wyborów. Nie chciałeś mnie wtedy słuchać i przy tym zostańmy. Jestem tu, bo za kilka miesięcy przyjdzie na świat nasze dziecko i tylko dlatego wróciłam - odpowiedziała Mai, odwracając wzrok. To, że chciała go zobaczyć, usłyszeć jego głos, poczuć jego zapach nic nie znaczyło. Jego widok był odświeżający, przypominał nadejście wiosny po długo trwającym okresie śmiercionośnej zimy, przyśpieszał krążenie krwi w żyłach, mącił umysł, pobudzał, jednak po pierwszym przypływie euforii zamieniał się w pustynne lato, pozbawiające sił i witalności, zabijające powoli, choć z niesamowitą skutecznością. Budził tak wiele sprzecznych emocji, a jednak jej twarz wydawała się być wykuta z kamienia, niezdradzająca nic poza obojętnością, może jedynie dziwne migotanie w oczach stanowiło początek jakiejś emocji.
    Nie lubiła niedokończonych spraw, a ta cały czas do niej powracała w postaci urywków wspomnień, cichych szeptów, przebłysków gwałtownych, niespodziewanych uczuć z całej palety emocji, niezwykle realistycznych snów, podczas których spotykała Zuko, który nigdy nic nie mówił, ale za każdym razem, gdy próbował musnąć jej skórę opuszkami palców, powodował, że świat rozpadał się na miliony kawałeczków. Musieli to zakończyć, ale chociaż wciąż się starali, chociaż odcinali się od siebie niezliczoną ilość razy, los zmuszał ich do nieustannych powrotów, do kolejnego mierzenia się ze swoimi błędami i żalami. Odpychali się tylko po to, by zaraz do siebie wrócić, choć niezawsze było to ich świadomym wyborem, jakby wszechświat uparł się, że ta dwójka musi być razem, ale mimo niezaprzeczalnych uczuć, nie potrafili ze sobą wytrzymać, a przynajmniej nie na tyle długo, by zbudować coś trwałego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mai popatrzyła na niego tak, że każdy pod ciężarem jej spojrzenia natychmiast poczułby przymus rzucenia się do jej nóg i przepraszania za to, co powiedział.
      - Wolałbyś, żebym nie wróciła? Żebym cię nie poinformowała? Bo wcale tego nie chciałeś? - zapytała cicho, a po chwili gwałtownie potrząsnęła głową, biorąc głęboki wdech, aby się uspokoić. Łzy szczypały ją pod powiekami, ale nie pozwoliła im popłynąć, tak jak nie pozwoliła emocjom na przejęcie nad nią kontroli. Powinna była się domyślić, że właśnie tak to się skończy. Tak naprawdę nigdy nie znalazła tu tego, czego potrzebowała. Stała się dla niego tylko kolejnym kłopotem, rzeczą przeszkadzającą mu w osiągnięciu własnych celów, a ich nienarodzone dziecko podzieliło jej los. Nie powinna być zaskoczona, nie powinna czuć się zraniona, ale nie potrafiła nic na to poradzić. Nie spodziewała się ciepłego przyjęcia, tańca radości, przytulenia, uśmiechu, nawet zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, jednak nie sądziła, że Zuko potraktuje ją i ich potomka jak śmieci, których należało czym prędzej się pozbyć, aby nie psuły wizerunku. Rozumiała, że nie potrafił pogodzić się z tym, że sprzeciwiła się jego bezwzględnemu rozkazowi i uwolniła ojca, ale ciąża wiele zmieniała. Nie wymagała od niego niczego ponad zapewnienie, że postarają się coś wymyślić, a tymczasem dostała serię pytań godzących w jej dumę, jakby kierujące nią motywy były więcej niż podejrzane. - Przepraszam za zakłócanie spoczynku Waszej Wysokości. To więcej się nie powtórzy. Sama trafię do wyjścia.
      Mai podniosła się z łóżka, ale musiała przytrzymać się stojącej nieopodal szafki, gdy poczuła zawroty głowy. Przycisnęła dłoń do brzucha, co ostatnio stało się jej nawykiem, choć robiła to nieświadomie, zgodnie z instynktem macierzyńskim, który nakazywał jej ochraniać dziecko. Wyjątkowo źle znosiła ciążę, również psychicznie, co odbijało się na jej ogólnej kondycji, ale chociaż bycie silną stało się jej obowiązkiem, okazało się to nagle być trudniejsze, niż sądziła, gdy wszystko runęło w gruzach. Chciałaby mieć w sobie żar Zuko, jego wściekłość, która nigdy nie gasła, która zawsze czaiła się gdzieś w mroku, bo mogłaby spróbować przekuć tę złość w zapał umożliwiający jej brnięcie do przodu, ale w obecnej chwili Mai czuła jedynie rezygnację. Nie wiedziała, co ją czeka, ale nie miała nawet siły zawalczyć o swój los, uginając się pod ciężarem niespodziewanego brzemienia nałożonego na jej barki.

      depresyjna Mai

      Usuń
  35. Świadomość, że nie miała wyjścia, była najgorsza. Z chwilą, w której powiedziała Zuko o dziecku stała się bezsilna, pozbawiona kontroli nad własnym losem, od teraz zdana na łaskę Władcy Ognia, dla którego będzie zmuszona pozostać w pałacu, aby urodzić mu dziedzica tronu. Wiedziała, że powinna być mu wdzięczna już za schronienie i zapewnienie odpowiednich warunków życia, ale chociaż powtarzała sobie, że tak będzie dla wszystkich najlepiej, nie potrafiła pozbyć się myśli, że wtrąca się do więziennej celi, tylko ta została okratowana złotem. Pałac nigdy nie był jej domem tak jak był domem Zuko i potrafiła się tu odnaleźć tylko dzięki jego obecności i wsparciu; nie chciała myśleć, jak będzie się tutaj czuła, całkowicie pozbawiona jego uczuć.
    Mai poczuła znajome dłonie podtrzymujące ją w talii i pomagające z powrotem opaść na łoże. Kiedy jednak usłyszała jego słowa, gwałtownie potrząsnęła głową, zaciskając palce na jego przedramieniu, by Zuko maksymalnie skupił na niej swoją uwagę i zrozumiał to, co mu przekaże. Chciała zatracić się w jego trosce i zaniepokojeniu skrywanymi pod pozornie obojętną pozą, chciała zanurzyć się w miłości, którą wciąż do niej odczuwał, ale ukrył ją głęboko w sobie w miejscu, do którego nawet on sam nie miał dostępu, by nie cierpieć bardziej, ale nie mogła pozwolić sobie na chwilę zapomnienia, złudnej iluzji, że uda jej się do niego dotrzeć. Nie musiał nic mówić, bo chociaż skazał ją na wygnanie, Mai wiedziała, że tak naprawdę kochał ją tak, jak nigdy nikogo nie kochał i to uczucie go przerastało, podobnie jak kiedyś przytłaczało ją samą, ale ten rozdział został już zamknięty. Teraz przeszli przez zbyt wiele rzeczy, by wrócić do tego, co było, a chociaż w kwestii pozytywnych uczuć nic się nie zmieniło, wymieszały się one z bólem, rozpaczą, stratą i nienawiścią, przez co czysta, pożądliwa, ale jednak niewinna miłość została skazana na powolne umieranie w męczarniach.
    - Nie możesz wezwać lekarza. Nie sądzę, by ktokolwiek powinien wiedzieć o tym, że jestem w ciąży - wydusiła z siebie w końcu, zaciskając dłonie w pięści tylko po to, by znowu je rozluźnić i zająć się wygładzaniem fałd na spódnicy. Nienawidziła siebie za to, że była w tej chwili taka rozsądna i zrównoważona, myśląca o rzeczach, które dla przyszłych rodziców powinny być błahymi, a tymczasem stanowiły o przyszłości ich potomka, bo byli kim byli i nie mogli na to wpłynąć. - To nieślubne dziecko, Zuko. Już jestem zhańbiona, a to tylko dokłada mi plam na honorze. Nie żałuję tego, ale... Sam pomyśl. Każdy, kto będzie wiedział, że jest ono nieślubne, będzie mógł to wykorzystać. Będą sugerować, że to nie jest twój potomek dlatego nie ma prawa zasiadać na tronie. Przez całe życie będzie musiało się mierzyć z konsekwencjami naszych czynów. Proszę. Nikt nie może wiedzieć, że jestem w ciąży, nie teraz.
    Jedynym wyjściem z tej sytuacji pozostawał szybko zorganizowany ślub, ale Mai nie odważyła się tego zasugerować, wiedząc, że ta decyzja nie należała do niej. Ceremonia, która miała kiedyś być świętem ich miłości, ukoronowaniem tych wszystkich lat, które spędzili zarówno razem, jak i osobno, jednak wciąż do siebie powracając, teraz miała stać się umową przypieczętowującą ich los. Nie tego pragnęli, gdy Zuko oświadczał jej się w ogrodach wybudowanych dla niej w mieście, w które włożył tyle serca, a ona przyjmowała te oświadczyny. Los okrutnie sobie z nich zakpił. Wybrali siebie tylko po to, by stanąć przed obowiązkiem mającym uratować ich nienarodzone dziecko przed intrygami, niedomówieniami, powtarzanymi szeptem okrutnymi plotkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż jej serce skuł lód, przy nim jej dłonie same się obudziły, chcąc po raz kolejny sięgnąć po to, co było jej zakazane, bo to sprawiało, że budziła się do życia. Opuszki palców musnęły jego odsłonięty przez odchylony kołnierz kark, przejechały po mocno zarysowanej żuchwie, by ostatecznie wplątać się w jego włosy i powrócić na szyję, gdzie jej kciuk zataczał małe, uspokajające kręgi. Pozostawała niezdecydowana, jakby nie wiedziała, czy chce przyciągnąć go bliżej, czy może jednak odepchnąć, czekająca na sygnał, który nie nadchodził i może nigdy miał nie nadejść, bo Zuko oddziaływał na nią, a ona na niego, budząc zbyt wiele sprzecznych emocji, by potrafili trwale się sobie poddać lub odejść i nie powrócić. Chciała ukoić jego nerwy, użyczyć mu swojego spokoju, tak jak to robiła nieskończoną ilość razy podczas długich nocy wypełnionych koszmarami, ale nie wiedziała, czy w ogóle ma prawo to robić.
      Nie zabrała jednak ręki.
      - Widzę, Zuko. I nie jestem z tego dumna. Ale nie wiem, czy to da się jeszcze naprawić.

      Usuń
  36. Czy Zuko naprawdę sądził, że się na to nabierze? Jego zranione ego było silniejsze od uczuć, jakie do niej żywił i Mai doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Może kiedyś miała wystarczający wpływ na niego, by ten słuchał jej rad, ale nigdy nie powiedziałby, że zrobią tak, jak ona zechce. Nie była naiwna, widziała, co próbuje zrobić i to chyba najbardziej ją bolało.
    - Kiedyś podjęliśmy decyzję, że będziemy ze sobą szczerzy, Zuko, bo sekrety nas niszczą. Mówiliśmy sobie prawdę nawet wtedy, gdy znajdowaliśmy się po dwóch stronach barykady, będąc wrogami. Nie sądziłam, że doczekam chwili, w której będziesz próbował mnie aż tak oszukiwać - powiedziała gorzko Mai, a na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech, gdy zabrała dłonie z jego uścisku - Nie jesteśmy już razem, ale znam cię lepiej, niż ktokolwiek inny. Nie próbuj mnie zwodzić. Nie mów mi, że poradzimy sobie, skoro w to nie wierzysz, a nawet nie chcesz dać temu szansy. Jestem dużą dziewczynką i jestem w stanie znieść prawdę, nawet tę najbardziej bolesną, bo nie jestem naiwna, Zuko. Wiem, że chcesz zatrzymać mnie w pałacu, bo noszę w sobie twojego drogocennego potomka. Byłam świadoma, na co się piszę, gdy zdecydowałam tu przyjść i powiedzieć ci o ciąży. Więc proszę cię, przestań udawać, bo to do niczego nie prowadzi.
    Będą musieli wypracować jakiś kompromis, jeżeli mieli razem znowu mieszkać pod jednym dachem i codziennie się widywać. Ustalić jakieś zasady postępowania, aby mieć wszystko pod kontrolą i nie pozwolić uczuciom wyrwać się z uwięzi. Stworzyć granice, których nie będą przekraczali, nieważne, jak bardzo będzie ich to kusiło. Ale teraz ani Mai, ani Zuko nie byli gotowi na taką rozmowę. Zwłaszcza, iż naprawdę zaczęła się obawiać, że historia zatoczy koło, a chociaż obawiała się bycia matką i wszystkich obowiązków z tym związanych, nie miała zamiaru pozwolić, by Zuko całkowicie odciął ją od dziecka, które w równym stopniu należało także do niej. Kiedyś nie wierzyła w to, że podzieli los Ursy, ale stawało się to coraz bardziej prawdopodobne, zwłaszcza jeśli będzie próbował ją kontrolować.
    Mai zwinęła się w kłębek na jego łóżku. Całe nim pachniało i wiedziała, że nie uda jej się zasnąć, ale nie powiedziała tego na głos, nie wiedząc, jak miałaby mu to wytłumaczyć. Bo chociaż poduszki i pościel przesiąkły jego zapachem to jednak nie mogły zastąpić jej ciepła jego ciała przy boku, silnego ramienia otaczającego ją w talii i przyciskającego do swojej piersi; usilnie starała sobie wmówić, że wcale tego nie potrzebuje, jednak to łóżko wywołało wspomnienia tak silnie na nią oddziaływujące, że poczuła zawroty głowy. Przejechała palcami po haftach pokrywających poduszkę, pilnując przy tym, by jej oddech był spowolniony i spokojny, jakby naprawdę zapadała w sen. Nie chciała, by czegokolwiek się domyślił, już i tak odsłoniła się za bardzo, mimo że przecież już nic ich nie łączyło.
    - Na pewno chcesz wiedzieć? - zapytała cicho, po czym westchnęła, wiedząc, że od tej odpowiedzi nie ucieknie - Próbowałam złapać trop Azuli. Wiem, jak bardzo jej ucieczka na ciebie wpłynęła, byłam przy tym. Poza tym mamy kilka rachunków do wyrównania. Udało mi się wyśledzić kilka kryjówek, z których korzystała i odnaleźć parę osób, które jej pomagały. Zaczynałam się do niej zbliżać, ale... dowiedziałam się o ciąży.

    OdpowiedzUsuń
  37. Pokręciła lekko głową, uparcie wpatrując się w punkt na ścianie. To już przepadło.
    - Wcale nie zrobiłam tego po to, by odkupić twoje zaufanie - odpowiedziała jedynie Mai, ale nie dodała nic więcej. Nie potrafiłaby mu wytłumaczyć, dlaczego podjęła taką decyzję, jednak on sam powinien wiedzieć, że ona również nie potrafiłaby nigdzie tak po prostu osiąść i spróbować ułożyć sobie życie na nowo. Bez niego. Wytyczyła więc sobie cel i trzymała się go, co pozwalało jej przynajmniej częściowo zająć myśli, odciągając je od pałacu.

    Mai została obudzona w środku nocy przez pełne bólu jęki przerywane chwilami złowrogiej ciszy, po których następowały mrożące krew w żyłach krzyki. Przez pierwsze kilka sekund była zdezorientowana, wciąż częściowo przebywająca w słodkiej krainie snów, która przynosiła jej ulgę i zapomnienie, nie potrafiła powiedzieć, gdzie się znajduje ani co się dzieje, ale wiedziała, że te krzyki przenikają jej duszę, poruszając skryte głęboko przed światem struny, sprawiając, że odczuwała ból, którego nie da się opisać. To były dźwięki, których się nie zapomina.
    Zsunęła się ostrożnie z łóżka i podeszła do wyginającego się na niewygodnym krześle w cierpiętniczych pozach mężczyzny. Przegryzła wargę, nie będąc pewna, czy ma jeszcze prawo ukoić jego ból, powstrzymać napływające falami koszmary, z którymi sam nie potrafił walczyć, ale czy gdyby po prostu stała, pozwalając mu na poddawanie się własnym lękom, nie potwierdziłaby własnej zdrady? To był Zuko, ten sam, którego kochała i którego nigdy nie opuściła; zostawiła za sobą jedynie to jego wcielenie, któremu zawsze brakowało empatii, pokory i ciepła, to, które przejęło nad nim władzę w salo koronacyjnej, zmuszając ją do opuszczenia pałacu oraz kraju. Nigdy nie zdradziła jego. Dlatego ignorując własne wątpliwości i konsekwencje, złapała go za rękę, lekko ją ściskając, musnęła opuszkami palców jego policzek, powoli przywracając go do tego świata. Podobnie jak ona Zuko był doświadczonym wojownikiem i gwałtowne obudzenie go mogła przypłacić własnym życiem, kiedy wyuczony instynkt kazałby mu bronić się przed wrogiem próbującym podejść go we śnie. Wciąż pamiętała pierwsze wspólne noce, które były naznaczone ogromnym napięciem, gdy nie potrafili przy sobie zasnąć, gdy ciepło drugiego ciała przy sobie było doznaniem tak dziwnym i niepokojącym dla instynktu, że z trudem pokonywali własne przyzwyczajenia. Po to tylko, by rano zrywać się w nieoczekiwanym geście, łapiąc za skrytą pod poduszką broń w przekonaniu, że to zabójca wtargnął do sypialni, a tymczasem była to najbliższa im osoba. Dopiero po wielu nocach przyzwyczaili się do własnego towarzystwa i nauczyli się w nim odnajdywać pociechę.
    - Zuko - wyszeptała Mai głosem przepełnionym urywkami emocji, gdy starając się ignorować podszepty swojej zranionej dumy, usiadła mu na kolanach, przyciągając jego głowę do swojego ramienia, zanurzając palce w jego niesfornej czuprynie. - Jestem tutaj. Nieważne, jak bardzo w tej chwili mnie nienawidzisz i nie chcesz tutaj widzieć, nie opuszczę cię. To tylko sen, który potrafimy pokonać. Razem.
    Drugą ręką gładziła go po plecach, zataczając uspokajające łuki. Oparła podbródek o jego głowę, wzdychając cicho. Gdy wzejdzie słońce, znowu będą udawać, że są dla siebie obcymi ludźmi, że wcale nic nie znaczą. Będą ukrywać fakt, że spodziewają się dziecka, które powinno być wielką radością, a było niechętnie przyjmowaną niespodzianką. Kiedy nastanie dzień, będą nadal poharatani przez własne błędy i uczucia, z którymi nie potrafili sobie poradzić, ale noc na powrót ich scaliła.
    - Nie odpychaj mnie.

    jak słodko

    OdpowiedzUsuń
  38. Ich zaręczyny zostały szybko zorganizowane w pałacu podczas specjalnie przygotowanego, wykwintnego przyjęcia. Zuko zadał pytanie, a ona się zgodziła, bo właśnie to musiała zrobić, bo właśnie tego od niej oczekiwano. Mai nie była nawet pewna, czy się odezwała, czy może jedynie nieznacznie skinęła głową, wyrażając mechanicznie swoją zgodę. Obecni przy tym najważniejsi dostojnicy w państwie wymienili między sobą spojrzenia wyrażające zaskoczenie ich ponownym zejściem, ale nikt nie odważył się na głos wyrazić swoich wątpliwości, wiedząc, że temat związku Władcy Ognia z Mai zawsze był drażliwym tematem. Podchodzili do niej, by złożyć jej gratulację, a ona wyłączyła się całkowicie, wpatrując się przed siebie i tylko co jakiś czas kiwając głową, udawała skupienie. Jej ciało było obecne, ale umysł błądził daleko, próbując uchronić ją przed cierpieniem, nie potrafiła jednak nic poradzić na to, że wciąż wspominała dzień jego oświadczyn w ogrodach stworzonych specjalnie dla niej, nazwanych jej imieniem na jej cześć. Wciąż pamiętała unoszący się w powietrzu zapach kwitnących wiśni i jego czułe spojrzenie, które ufnie błądziło po jej twarzy. Tamte oświadczyny tak bardzo różniły się od tych ponownych - suchych, chłodnych, oficjalnych - że omal nie wybuchła histerycznym śmiechem, ale zdusiła go w zarodku, wiedząc, że nie może okazać żadnych uczuć, na których zgromadzeni dostojnicy mogliby żerować. Zawsze podczas takich przyjęć mogła polegać na Zuko, który chociaż nie był duszą towarzystwa, radził sobie z interakcjami międzyludzkimi dużo lepiej, czego nauczył się podczas swoich rządów. Zapewniał jej wsparcie, pilnując, by nie straciła nad sobą panowania i nie wbiła w jakiegoś wyjątkowo irytującego polityka noża. Teraz była zdana sama na siebie, ale przecież nigdy nie była typem kobiety, który do przetrwania potrzebował silnego mężczyzny. Była twarda. Poradzi sobie z nimi.
    Dopiero później ból karku i poranione dłonie od ciągłego wbijania paznokci we wrażliwą skórę pokazały jej, jak wiele ją to kosztowało. Nie chciała nawet myśleć o tym, jak będzie znosić znajdowanie się w centrum zainteresowania, gdy jej ciąża zostanie ogłoszona.
    Wydawało jej się, że wymykanie się z pałacu stanie się trudniejsze, odkąd Zuko wiedział o dziecku. Na pewno musiał poinformować najbardziej zaufanych strażników o jej błogosławionym stanie, przydzielając ich do jej ochrony, mimo że wcześniej żadnej nie posiadała, ale ci traktowali ją z odpowiednim dystansem i szacunkiem, dając jej jak najwięcej swobody. Prawie tak jakby... Było im jej żal. Nigdy nie sądziła, że zasłuży sobie na czyjekolwiek współczucie i gardziła samą sobą za to, że doprowadziła do podobnej sytuacji, ale poza tym nic nie mogła zrobić. Utknęła w tym pałacu. Już na zawsze i nie było od tego odwrotu. Nienawidziła każdej dłużącej się minuty, którą spędzała w towarzystwie powtarzanych szeptem plotek. Tak jak podejrzewali, nikt nie uwierzył w ich bajeczkę o odkupieniu win, ale to Zuko podejmował ostateczne decyzje i nikt nie ośmielił się mu sprzeciwić, nie od czasu pamiętnego wybuchu, kiedy dowiedział się o jej zdradzie. Mai udało się podsłuchać kilka rozmów służących na temat ostatniego miesiąca, kiedy jej nie było. Nie sądziła, że było aż tak źle. Wiedziała, że jej zachowanie go zaboli, ale przez nią wpadł w szał destrukcji, budząc pełen przerażenia respekt, czyli dokładnie to, przed czym starał się tak długo uciekać. Nie oszukiwała się, że to jej powrót wpłynął znowu kojąco na jego charakter; bardzo wiele brakowało do stanu, który prezentował jeszcze kilka miesięcy temu, gdy nieprzerwanie stała u jego boku. To wiadomość o dziecku musiała z powrotem go wyciszyć, ale chociaż widywali się najrzadziej jak tylko mogli, Mai wciąż potrafiła dostrzec niepokojące zmiany w jego zachowaniu. I to ją bolało, ale nie próbowała nic zrobić. Widzieli się tylko wtedy, gdy było to konieczne i na razie taki schemat im odpowiadał, bo nie byli gotowi na wykroczenie poza niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dusiła się w tym miejscu. Powoli umierała każdego dnia, wpadając w coraz większe otępienie, z którego coraz trudniej było jej się wyrwać. I tylko jedna rzecz trzymała ją jeszcze w ryzach: polowanie. Od kiedy Ozai uciekł z więzienia, nikt nie potrafił zmrużyć oka. Wszyscy reagowali nerwowo na dźwięk głośniejszy od szeptu, a Zuko powoli zamieniał się we wrak człowieka. Jego sen okazał się proroczy, spełniło się wszystko, czego tak bardzo się obawiał i Mai nie potrafiła go przed tym uchronić. Ale mogła próbować.
      Nie doceniła go. Sądziła, że brak magii oraz długoletni pobyt w więzieniu doprowadziły go na skraj szaleństwa. Dalej był nieobliczalnym potworem, ale w gruncie rzeczy nieszkodliwym. Myliła się. I dlatego skończyła rzucona na podłogę niczym szmaciana lalka ze skrępowanymi kończynami i kneblem w ustach. Wiedział, że jego syn po nią przyjdzie. I czekał.

      Mai na granicy

      Usuń
  39. Mai nigdy nie była bezbronna, a teraz przez kolejne miesiące nigdy nie będzie też sama. Odkąd Zuko dowiedział się, że jest w ciąży, zaczął traktować ją jako biedną, słabiutką kobietę, która podczas obiadu nie może wziąć do ręki nawet noża i widelca, bo mogłaby sobie zrobić krzywdę. Oczywiście sam nie reagował, ale uczulił pilnujących jej strażników właściwie na wszystko. Mogła tylko siedzieć, pachnieć i ładnie wyglądać, bo cała reszta rzeczy mogłaby okazać się dla niej zbyt niebezpieczna. Chciało jej się śmiać, gdy słyszała to usprawiedliwienie ze strony strażników, ale nic nie mogła na to poradzić. Może dlatego tak chętnie rzuciła się w paszczę niebezpieczeństwa, podejmując nadmierne jak na nią ryzyko. W końcu ta sprawa nie dotyczyła jej bezpośrednio, więc zgodnie z jej charakterem nie powinna być tym zainteresowana, ale była.
    I skończyła związana pod ścianą w kanałach. Po prostu żałosne.
    Kiedy Zuko pojawił się w kanałach, wywróciła oczami, przeklinając jego głupotę, by po chwili zacząć się szarpać i gwałtownie kręcić głową, jakby to mogło go powstrzymać. Nie miał zamiaru jednak się wycofywać. Uparty osioł. Zdążył pomóc jej z dłońmi, gdy w pomieszczeniu pojawił się Ozai z wyrazem obłąkania na twarzy, który jednak szybko skrył pod cyniczną postawą. Walka była nieunikniona.
    Mai w pierwszej kolejności pozbyła się szmatki wypchanej głęboko do jej ust w celu wyciszenia jej, a później zerwała więzy krępujące jej kostki. Sznur był mocno zawiązany, uniemożliwiał dopływ krwi do kończyn, a spędzone w jednej pozycji godziny dały jej się we znaki, gdy spróbowała wstać. Jej umysł nie miał żadnej kontroli nad mięśniami, nogi ugięły się pod nią jeszcze zanim udało jej się w pełni wyprostować, z powrotem posyłając ją na brudną podłogę. Jęknęła, podpierając się na łokciu, ale nie miała zamiaru się poddać, nie kiedy Zuko jej potrzebował. Wiedziała, że ten upierał się, iż nie czuje żadnego szacunku przed ojcem, który byłby martwy, gdyby nie rozkaz Avatara utrzymujący go przy życiu w celi, ale ile razy w przeszłości Zuko sam siebie okłamywał w kwestii swojej rodziny? Był tak zaślepiony swoją lojalnością wobec ojca oraz siostry, że nie dostrzegał prostych przejawów ich nienawiści, wciąż wpadając w uknute przez nich intrygi wymierzone w księcia. Tak jak ona nie potrafiła pozwolić na egzekucję rodziciela mimo wielu jego wad, tak Zuko nie będzie w stanie zmierzyć się ze swoim ojcem w pełnym zakresie własnych umiejętności. Chociaż uparcie wzrokiem nakazywał jej wyjście z pomieszczenia, wiedziała, że tak naprawdę jej potrzebował, a ona nie mogła się poddać.
    Ostrożnie podniosła się z ziemi, tym razem wolniej, pozwalając nogom przyzwyczaić się do utrzymywanego ciężaru ciała. Przytrzymując się ściany, ruszyła do skrzyni, w której Ozai ukrył jej broń. Odnalazł nawet shurikeny przytrzymujące koczki, dlatego włosy opadały na jej twarz i plecy wilgotnymi strąkami, przyklejając się do skóry, kiedy mozolnie posuwała się naprzód, kątem oka obserwując przebieg walki, gotowa wkroczyć w każdej chwili, nawet jeśli nie dotrze do broni. To uratowało ją przed niespodziewanym atakiem ze strony Ozaia, który wykorzystując chwilowe wycofanie się Zuko, rzucił w nią jej własnym sztyletem, który wcześniej zarekwirował. Udało jej się uchylić, chociaż przez zmęczenie oraz osłabiającą jej refleks ciążę, ostrze musnęło jej ramię, z którego spływała teraz strużka krwi, mocząc jej rękaw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ona zawsze była twoją słabością - powiedział z pogardą były Władca Ognia, podrzucając w ręce kolejny zabrany nóż - A słabości należy eliminować.
      Mai poczuła, jak wzbiera w niej gniew. Nie miała nic przeciwko walce, ale żeby wykorzystywać przeciwko niej jej własną broń?! Przesadził.
      - Tylko na tyle cię stać? I kto tu jest naprawdę słaby? - zapytała, lekceważąco unosząc brew. No cóż, wkurzanie Ozaia może nie było najlepszą drogą to zachowania życia, ale wyprowadzony z równowagi przeciwnik to taki, który popełnia więcej błędów i podejmuje niepotrzebne ryzyko. A do pokonania tego potwora potrzebne były wszystkie asy, po której mogli sięgnąć.
      - Ty mała... - W więziennej celi tatuś Zuko najwyraźniej nauczył się kilku naprawdę imponujących określeń, to trzeba było mu przyznać. Mai jednak nic sobie z tego nie zrobiła, mrużąc oczy w skupieniu, czekając na atak, który musiał nadejść. Wiedziała, że jej ruchy będą spowolnione i musiała na to wziąć poprawkę, ale była gotowa. Nie przewidziała jednak, że Ozai postanowi skrócić dystans, zawsze była lepsza w walce na odległość i teraz przyszpilona do ściany miała ogromne kłopoty. W jej ruchy wkradła się panika, przez co nie uniknęła błędów; poczuła ból w swoim prawym boku, gdy ostrze głęboko rozdarło skórę, uwalniając potok krwi, która trysnęła na ścianę, podłogę i napastnika. W ostatniej chwili udało jej się uchylić przed ciosem w brzuch, który okazałby się zabójczy dla dziecka, ale promieniujący z boku ból był tak intensywny, że Mai potknęła się i opadła na podłogę, przyciskając palce do rany, jednak nie była w stanie zatamować krwawienia.

      ojej

      Usuń
  40. Pokręciła przecząco głową na Jego pytanie, jednak gdy zauważyła iż nie patrzy wprost na nią odchrząknęła cicho zastanawiając się nad wypowiedzą tak by go nie obrazić.
    - Nie, nikt nie odwiedzał Jej pokoju. Wcześniej gdy jeszcze była, służba wchodziła do Jej pokoju i w tym ja. Wolała bym ja ją obsługiwała jeśli chciałby Pan wiedzieć.
    Mówiła do Niego per Pan, gdyż nie wiedziała jak się do Niego zwracać. Niby znali sie jak byli jeszcze mali, a Radhika odwiedzała Azule by tylko z nią rywalizować i może trochę powyśmiewać lecz nic poza tym. Nie była Jej przyjaciółką, nigdy nie była z nią blisko. Nie lubiła Jej, miały odmienne charaktery i to Je od siebie odsuwało.

    Radhika

    OdpowiedzUsuń
  41. Kształty zamazywały się tylko po to, by zaraz nabrać głębokiej ostrości, głosy były stłumione, ale wciąż słyszalne, jej całe ciało popadło w odrętwienie z wyjątkiem prawego boku promieniującego bólem, a wszystkie zapachy sprowadziły się do tego jednego - zapachu krwi. Mai widziała odwróconego do niej plecami Ozaia, ale jej wzrok skupił się na twarzy Zuko. Tylko na niego chciała teraz patrzeć, bo tylko on niósł tak potrzebne jej fale ulgi. Jego piękną twarz wykrzywiała furia oraz tak ogromna chęć mordu, jakiej nigdy u niego nie widziała. Usłyszała brzęk upadających na ziemię maczet i wiedziała, że Zuko w końcu wyzwolił się z kajdan strachu, które dawno temu nałożył na niego jego własny ojciec. Gorąco wypełniło powietrze, ale Mai nie zwróciła na to uwagi, powoli wszystko stawało się nijakie i obojętne, tylko Zuko pozostawał świecącym jasno punktem.
    Musiała na chwilę odpłynąć, bo gdy zamrugała, Ozai leżał nieprzytomny na podłodze, a Zuko pochylał się nad nią, muskając jej podbródek, próbując skupić na sobie jej uwagę. Ściśnięty w jej talii pas wywołał tylko kolejną falę bólu, ale nie miała już energii, by krzyczeć, dlatego jedynie jęknęła cicho.
    - Kłamiesz. Wcale nie było gorzej - wyjęczała z wyrzutem, z trudem walcząc o kolejne oddechy. Nigdy nie sądziła, że nabieranie zbawiennego powietrza w płuca może tak boleć, ale każde unoszenie i opadanie klatki piersiowej przysparzało jej kolejnych cierpień. Mocno zacisnęła dłoń na jego ramieniu, wbijając paznokcie w naprężony pod materiałem szaty biceps, ale nie pomogło to w ukojeniu bólu. Z każdą chwilą czuła, jak ucieka z niej życie przez ranę w boku, jak razem z wypływającą krwią jej siły się kurczą. Skóra traciła kolor, stając się coraz bardziej przeźroczystą, jej całe ciało się trzęsło, a perlisty pot skropił jej czoło i kark.
    - Kanały to chyba twój fetysz. Zawsze tu kończymy - wysapała. Niezależnie od tego, jak bardzo starali się trzymać z daleka od kłopotów, te w końcu ich znajdowały. W przeciwieństwie do normalnych ludzi nie dotyczyły one nadmiernych wydatków narzeczonej czy przebywania w podrzędnym pubie narzeczonego; któreś z nich zawsze kończyło zranione, niezależnie od tego, czy było to fizyczne czy psychiczne. Ba Sing Se było początkiem, a Zuko miał wyjątkowy sentyment do tego miasta, które cały czas go przyzywało ze względu na ich wspólną historię związaną z tym miejscem. To tam po raz pierwszy się pocałowali, o czym Mai doskonale wiedziała, bowiem Zuko wciąż jej o tym przypominał. Chyba nikt nie podejrzewał Władcy Ognia o sentymentalność, ale od tamtego czasu zawsze miał słabość do Ba Sing Se. Dla niej to nie miało takiego znaczenia, miasto stanowiło jedynie tło wydarzeń i było niczym w obliczu tego, co mieli razem i do czego mogli wracać, ale szanowała to.
    Poczuła, jak ramiona Zuko zaciskają się wokół niej i podnoszą do góry, jakby ważyła piórko. Chciała mu pomóc, układając się dla niego wygodniej i łapiąc go za szyję, ale była niczym bezwładna lalka, nie mogła wykonać nawet najmniejszego ruchu. Było jej na zmianę zimno i gorąco, przemoczona szata przyklejała się do jej ciała, a w powietrzu unosił się metaliczny zapach jej krwi. Nie chciała myśleć o tym, że umiera w tak godny politowania sposób w kanałach, ale powoli zaczynała się poddawać, wierzyć, że taki faktycznie będzie jej koniec.
    Była jednak w ramionach swojej pierwszej i jedynej miłości. Miejsce nie miało znaczenia tak długo, jak był przy niej i nie potrafiła sobie wyobrazić niczego lepszego. Wtuliła głowę w jego szatę, napawając się jego zapachem, być może po raz ostatni.
    Powieki ciążyły jej coraz bardziej, obiecywała sobie, że zamknie je tylko na kilka sekund, pozwoli sobie na krótki odpoczynek, na który przecież zasługiwała.
    - Zuko... - zdążyła wycharczeć, a potem ogarnęła ją nieprzenikniona ciemność, która opatuliła ją niczym całun. Nie wiedziała, dlaczego tak długo z nią walczyła, tak łatwo było poddać się temu, co jej oferowała, wsłuchać się w niezmąconą ciszę i pozwolić, by spokój ją ogarnął.

    OdpowiedzUsuń
  42. Mai nie wiedziała, jak długo była nieprzytomna. Na zmianę budziła się i zasypiała, ale nigdy nie była przytomna dłużej niż kilka sekund, podczas których udawało jej się wyłapywać szczegóły nieukładające się jednak w całość. Migające przed jej oczami białe tkaniny, czyjś zmartwiony głos, pochylający się nad nią Zuko, a potem tylko ciemność, ciemność, ciemność. Trawiły ją sny, które nie miał sensy, przewijające się przez nie postacie na zmianę raniły ją i składały z powrotem, czuła rozrywający ją wewnętrznie ból i nagłe otępienie, które sprawiało, że przestawało jej na czymkolwiek zależeć, sekundy wydłużały się, sprawiając wrażenie godzin, godzina stawała się miesiącem, a w lodowym kokonie zamknięta ona, skazana na wieczne męczarnie.
    Przez szparę w niedosuniętych zasłonach do pokoju wpadała wąska strużka światła. Ostrożnie otworzyła oczy, obawiając się tego, co zobaczy, ale na pewno nie spodziewała się tego miejsca. Szybko z powrotem zacisnęła powieki, biorąc głęboki wdech, ale niemal natychmiast tego pożałowała, czując nieznośne kłucie w boku. Niezdarnie przesunęła dłonią po ubraniu, wyczuwając pod nim nierówne wypukłości bandaża świadczące o tym, że to nie był sen, że faktycznie została uwięziona, a następnie zraniona przez ojca Zuko. Czuła jednak, jak życie powoli ją opuszcza, ulatuje z niej rwącymi się ruchami, pamiętała ogarniające ją zimno, spokój i dziwną błogość, gdy wszystko wokół niej zamierało. Ostatnią rzeczą, jaką słyszała, było szybkie bicie serca mężczyzny, do którego klatki piersiowej była przyciśnięta i pamiętała, że najbardziej żałowała, że nie zdążyła jeszcze raz powiedzieć mu, że go kocha, kiedy macki śmierci owinęły się wokół niej, nie pozwalając jej na powrót do ciała i ostatnie słowa. Nie chciała się z tym pogodzić, ale nieuchronnie zbliżała się do końca swojej podróży. Wiedziała to. Ale w świecie, do którego powinna trafić, nie powinna wciąż odczuwać bólu zadanej jej rany i była niemal pewna, że owy świat nie stanowił idealnej repliki komnaty Władcy Ognia, chociaż teraz pokój wyglądał tak, jakby do końca do niego nie należał; panował w nim istny chaos, rzeczy leżały w nieładzie na podłodze, większość z nich podarta, zniszczona lub osmalona. Znowu otworzyła oczy, tym razem pozwalając się sobie napawać znajomym otoczeniem, zastanawiając się, czy władza i upór Władcy Ognia sięgały tak daleko, by sprowadzić ją z granicy, ale najwyraźniej tak właśnie było.
    Mai spróbowała unieść się na łokciu do góry, ale od raz poczuła niepokojące zawroty głowy, występujący na skronie pot i przeszywający ją ból, dlatego z powrotem opadła na poduszki. To, że była taka słaba, zirytowało ją, ale nie odważyła się więcej wykonać jakiegoś ruchu w obawie o ponowne otworzenie rany.
    - Zuko – wychrypiała, wyciągając rękę w bok, ale jej palce natrafiły jedynie na powietrze, po chwili poddając się sile grawitacji i opadając bezwładnie na chłodną pościel. Jej gardło było wysuszone, z trudem wydobyła z siebie dźwięk, a chociaż było to tylko jedno słowo, już ono sprawiło jej ogromną trudność. Zamiast jednak skupić się na własnym opłakanym stanie, poszukiwała mężczyzny, który stanowił jej siłę, mimo że ona stanowiła jego słabość.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Ale ja chcę. Zaczynaj wątek.]

    najlepsza siostra na świecie

    OdpowiedzUsuń
  44. Odpowiedź na pytanie, czy Azula chciała być odnaleziona przez Zuko była bardzo prosta i nie wymagała odwoływania się do ich tragicznej i całkowicie niegodnej przypominania historii. Kiedy dziesięć lat temu uwolniła się od wszechobecnej opieki lekarskiej i straży najlepiej wyszkolonych tropicieli i wojowników nie myślała o tym, jak spędzi następną dekadę swojego życia. Prawdą było to, co powiedziała Zuko podczas jednej z ich ostatnich małych, słodkich potyczek. Jej wcześniejsze życie było niczym zablokowane chi. Bolesne uczucie obezwładnienia mija stopniowo, mięśnie przypominające roztopiony wosk dochodzą do siebie z czasem. I nagle, o wiele szybciej niż podejrzewa się po wcześniejszych, spowolnionych symptomach, człowiek staje się bardziej elastyczny niż kiedykolwiek, świadomy swoich ruchów o wiele dokładniej niż podczas którejkolwiek z dotychczasowych, licznych lekcji magii i sztuk walki. Ciało szarpie się szybciej niż zdąży o tym zadecydować umysł, a kiedy staje się to faktem dokonanym - cóż, wtedy człowiek zaczyna pojmować, jak bardzo pragnie wolności. Jej życie było więc niczym zablokowane chi. Ucieczka z wyściełanego podejrzliwością i smrodem medykamentów pałacu szybko stała się dla niej celem oczywistym. Kiedy jednak zrealizowała swoje plany, kiedy wyjechała za granicę Narodu Ognia, zostawiając za sobą wszystko i jednocześnie nic…
    Dziesięć lat minęło nagle. Przez pewien czas chyba nawet nie była w pełni żywa, ale o tym będzie rozmawiać ze stryjem Irohem, o ile kiedyś dojdzie do tego przykrego i zupełnie niepotrzebnego spotkania. Zdążyła być w kilku miejscach, w których nikt przy zdrowych zmysłach nie chce się zatrzymywać. Zdążyła zostawić za sobą kilka trupów, kilka krwawych ofiar dla duchów, których imion nikt już nie wymawia. Być może część z niedorzecznych plotek pospólstwa rzeczywiście była prawdą, może zamieniła się w spalonego smoka, być może ukradła twarz Koha i może kąpała się w krwi niemowląt… A może nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie parę miesięcy spędziła w doborowym towarzystwie Ludzi Bez Imion. Mordercy, gwałciciele, zbrodniarze wojenni (ona) oraz kilka innych mniej czy bardziej błyskotliwych postaci tworzyło idealną grupę najemników. Byli cholernie drodzy, mieli w dupie politykę, a raz na jakiś czas poznawali swoje imiona, historie i demony. Nie byli do siebie przywiązani, ale Azula zawsze twierdziła, że bliskie relacje emocjonalne są przereklamowane. Nie potrzebowała grupy przyjaciół, ale kolejnej bandy bystrych zbirów, dzięki którym będzie mogła swobodnie podróżować po ojczyźnie. Była już w niej kilka razy, czasem bliżej Zuko niż ktokolwiek z jego kompanów i prywatnych obrońców by się spodziewał. Miała swój niewielki, burzliwi i zupełnie niesatysfakcjonujący romans z New Ozai Society. Niezmiennie ją to jednak nudziło, męczyło, rozpraszało. Im bliżej serca ojczyzny, tym więcej widm Azulona, Ozaia i Ursy widziała. Duchy przemawiały do niej.
      Tym razem jednak przemówił żywy. Niezmiennie żywy, uroczy i przypalony Zuko, Władca Ognia. Mogłaby udawać, że zależy jej na dziedzictwie i daje się przekonywać upiornym nawoływaniom dziadka, ale prawda nie była ani taka prosta ani tak mroczna. Azula nie chciała być odnaleziona przez Zuko, a jednocześnie, im więcej lat mijało, tym częściej myśl o bracie zaprzątała jej głowę. Kiedy więc przyszła chwila wyboru, a jej nieskończone macki doniosły o tym, że Zuko jej szuka… Cóż, czy miała inny wybór? Czy chciała go mieć?
      - Władca Ognia - splunął jeden z mężczyzn siedzących przy ognisku - pieprzony w dupsko spalony Zuko - charknął, zezując na Azulę.
      Wyskoczył zanadto przez szereg, ale Azula nie posłała mu żadnego ze swoich cennych spojrzeń. Nie. W tej chwili, w tej dziwnej, tak bardzo dziwnej chwili, jedyne, co mogła zrobić, to zmierzyć powoli wzrokiem swojego brata. Swojego wielkiego, wspaniałego brata, siedzącego na wielkim, wspaniałym tronie. Nagle w jej głowie pojawiło się pytanie: czy podtrzymuje wiecznie podsycany przez Ozaia ogień otaczający tron? Czy robisz to, bracie? Czy rozmawiasz z ojcem, gdy wszyscy myślą, że śpisz?
      - Maar - odezwała się powoli, cicho, jak żmija oszczędnie otwierająca usta przeznaczone do grzechu - trochę szacunku. Mówisz do swojego znienawidzonego króla, ale do mojego ukochanego brata.
      Kilka postaci - jedne były rosłe jak osiłki, inne zbudowane zwyczajnie, niewyróżniające się niczym oprócz wszechobecnej broni, różnych rodzajów i pochodzeń - zaśmiało się, dwie czy trzy parsknęły czymś pomiędzy wybuchem radości a gniewu. Żadna jednak nie sięgnęła po broń, a kilka kontynuowało nawet wieczerzę, może nieco wolniej, bardziej nerwowo.
      Azula wstała z posłania. Nie zmieniła się wiele przez te dziesięć lat, to prawda. Nadal spinała włosy w mocny, bezpieczny węzeł, nadal ubierała się w ten sam sposób - swobodny, ale porządny, zachowujący wszystkie najważniejsze cechy człowieka, który zarabia walecznością. Zmieniła tylko kolory, z dumnej czerwieni na neutralną, zmywającą się z otoczeniem burość.
      Również pochyliła głowę i złożyła dłonie w geście powitania. Coś dziwnego zmroziło ją od środka. Poczuła nagle to znane, nieodstępujące ją o krok żadnej nocy od dziesięciu lat uczucie, że nie może oddychać, nie może się ruszyć. Niewidoczne dłonie zacisnęły się na jej szyi.
      - Czego ode mnie chcesz, bracie? - syknęła przeraźliwie, jak wcześniej, jak za dawnych czasów. Może wcale nie tak odległych.

      Usuń
  45. Definicja „pospólstwa” według słownika Azuli zdążyła się zmienić przez ostatnie dziesięć lat już kilka razy. W końcu jednak wygrała jedyna pewna i utrzymująca przy życiu zasada - zawsze brataj się z najsilniejszym, najsprytniejszym i posiadającym największy tupet. I pamiętaj, że twoja siła, spryt i butność są większe.
    - Na co tak patrzysz, Zuko? - spytała, ruszając wolnym krokiem w jego stronę. Nie wybrała najprostszej drogi, ale wolno kluczyła między członkami tej dziwnej zbieraniny, przechodząc między ich nogami, wyciągniętymi kończynami, miskami z jedzeniem, tobołkami z bronią i zdobyczami. Przechodziła obok kobiet, mężczyzn i kilku postaci o niesprecyzowanej płci. Dużych i małych. Trzymających w dłoniach jedzenie lub ostrzących miecze. - Czyżbyś był zaskoczony moją świtą? - spytała ironicznie, ignorując i jego prośbę o prywatną rozmowę, i komentarz dotyczący rodziny, i śmiechy wtórujące trzaskom wielkiego ogniska. Cień tańczył na jej twarzy, ostrzejszej niż dziesięć lat temu. Jej głos był trochę głębszy, ruchy bardziej defensywne. Wiedziała, jakie zmiany w niej zaszły. Drobne, niewielkie zmiany wywołane dekadą życia bez domu, bezpiecznej przystani, stałej obecności podległych ludzi. Na przykład: wystawiała się zawsze jedną stroną, aż w końcu palce jej lewej dłoni tak do tego przywykły, że nawet w spokojnych, neutralnych pozach dwa palce - wskazujący i środkowy - układały się w nęcący, charakterystyczny podpis księżniczki Azuli. Drobiazgi, drobiazgi na miarę pierwszych bruzd na twarzy.
    - Mija dziesięć lat, a ty od razu przechodzisz do żądań. Czyżby korona cisnęła wszystkich członków naszej rodziny?
    Jej ciemne, nieprzeniknione oczy rozbłysły nagle krótkim, błękitnym błyskiem, jakby odbił się w nich jej płomień, choć przecież nie używała magii. Kluczyła między swoimi ludźmi, a ci skupiali na niej swój wzrok, uspokajali się tym, że przejęła inicjatywę. Nawet ci, którzy najbardziej syczeli na widok Zuko, zdawali się być bardziej zainteresowani przedstawieniem niż samodzielnym wkroczeniem do akcji.
    - Miło Cię widzieć Zuzu - rzuciła nienaturalnie piskliwym głosem. - Och, też miło Cię widzieć… U mnie? U mnie wszystko w porządku, jak widzisz…. Och, daj spokój! - machnęła teatralnie ręką - przeszłość to przeszłość, mogę się przytulić….? O, cieszę się, że u Ciebie dobrze! Tak, tak… Miło, milutko…
    Stanęła przed nim, na wyciągnięcie dłoni. Powoli przekrzywiła głowę, jak ciekawskie zwierzę, jak demon przyglądający się duszy ofiary. Nagle zmrużyła je kurczowo, jakby coś ją uderzyło, przebiło na wylot. Trwało to może sekundę.
    - Wiesz kim są ci ludzie? - spytała niespodziewanie, odpowiadając sobie od razu. - To ludzie, którzy uważają cię za zdrajcę, Władco Ognia Zuko. Czemu wchodzisz prosto w gniazdo wrogów? - zniżyła głos, a jej wzrok, dotychczas prawie martwy, w jednej chwili stał się żywy, skupiony, ostry jak brzytwa. - Co cię zmusiło do tak głupiego kroku? - syknęła, i tego ostatniego zdania nie mógł usłyszeć nikt z jej kompanów.
    Dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie. Zza pleców Zuko wyskoczyło trzech czy czterech dotąd ukrywających się członków tej przedziwnej zbieraniny, a spora grupa z tych, którzy dotąd siedzieli przy ogniu, wyprostowała się nagle z bronią i magią gotową do walki.

    OdpowiedzUsuń
  46. Przez kilka przerażających sekund sądziła, że znajduje się w pokoju sama, umieszczona tu jedynie ze względów bezpieczeństwa, bo było to najlepiej usytuowany pod względem obronnym pokój w pałacu. Wiara w to, że zostawił ją całkiem samą, zajmując się sprawami swojego ludu, który w jej mniemaniu zawsze był ważniejszy od niej, na chwilę skuł jej duszę lodem, który jednak gwałtownie stopniał, gdy Zuko ujął ją za rękę, ocieplając jej wnętrze. Z jej gardła wydobyło się coś pomiędzy śmiechem a szlochem, kiedy pochylił się nad nią z czułością w oczach. Tak bardzo za nim tęskniła, przekonana, że w kanałach po raz ostatni ma szansę to oglądać przez następne długie lata, ale na szczęście jej obawy się nie ziściły. Wciąż tu był, czekał na nią i to najbardziej się liczyło.
    - Pić - udało jej się jedynie wydusić, gdy Zuko zasypał ją pytaniami, od których tylko bardziej rozbolała ją głowa, bo nie potrafiła na niczym skupić na dłużej uwagi. Pomógł jej delikatnie unieść głowę do góry i wypić trzy kubki zimnej wody, które przyniosły jej wysuszonemu gardłu znaczące ukojenie. Przymknęła znowu powieki, z trudem walcząc z chęcią ponownego zapadnięcia w długi sen, ale widząc pełen przerażenia i zatroskania wyraz twarzy Zuko wiedziała, że musi im ofiarować chociaż kilka minut rozmowy, aby uspokoić jego nadwyrężone nerwy. Wyglądał na zmęczonego i zdesperowanego, nigdy nie chciała oglądać go w podobnym stanie, zwłaszcza że wiedziała, iż to ona była tego przyczyną.
    - Bywało lepiej - odpowiedziała cicho, a jej głos zabrzmiał nieprzyjemnie chropowato. Musiała nie używać go od wielu dni, skoro teraz zabrzmiał tak dziwnie nieznajomo i szorstko. - Pamiętam, chociaż wolałabym nie. Nic ci nie zrobił?
    To zabrzmiało niemal... empatycznie. Zamiast skupić się na tym, że czuła się jak gówno i prawdopodobnie tak też wyglądała, zamiast wyrzucić z siebie wszystkie swoje wątpliwości, szukać ukojenia własnego bólu, zapytała Zuko o samopoczucie. A przecież zawsze stawiała siebie na pierwszym miejscu, ignorując otaczających ją ludzi, jakby żaden z nich nie zasłużył na jej uwagę. Nosiła w sobie tak wielki żal do świata, że najchętniej obróciłaby go w proch, ale wystarczył jeden człowiek, by to wszystko uległo zmianie, by zaczęła interesować się czymś więcej niż własną nudną egzystencją.
    Mai ostrożnie przesunęła się na łóżku, potrzebując bliskości mężczyzny. Nie wystarczał jej jego subtelny dotyk na twarzy ani uścisk dłoni, potrzebowała więcej, potrzebowała jego. Najchętniej skuliłaby się w kłębek u jego boku przyciśnięta do jego ciała, ale obawiała się wygiąć, aby nie naruszyć rany. Nie mogła unieść się do góry i po prostu w niego wtulić, dlatego położyła głowę na jego nodze, przyciskając policzek do jego uda.
    - Jak długo byłam nieprzytomna?

    OdpowiedzUsuń
  47. Och, z psychiką księżniczki Azuli wszystko było w najlepszym porządku. Miewała napady wściekłości, cyklicznie rzygała ogniem, choć nie spieszyło się jej do grobu; spędziła też odświeżające wakacje w świecie duchów, a raz na jakiś czas uprawiała mocny, krótki, ale dobry seks. Mogłaby się zapić na śmierć - na marginesie, próbowała - ale prawdziwej księżniczce Narodu Ognia takie zachowanie nie przystawało. Poza tym, matka dawała jej wtedy tak ponure, smętne, durne rady. Matczyna miłość, przywiązanie i żal. Durne, durne obrazy. Dlatego też z psychiką księżniczki Azuli wszystko było w porządku - a przynajmniej powinno tak być przez kolejne dziewięćdziesiąt lat, aż do pojawienia się kolejnej komety. I choć Azula nie planowała umierania w najbliższym tygodniu, aż tak sędziwego wieku nie chciała dożyć. Bo i po co.
    Może dlatego wycofała się z tego pola wątpliwej jakości walki. Zuko miał o niej wielce krzywdzące mniemanie - Azula nie dzieliła z tą gromadą swoich poglądów i przekonań. Jej poglądów i przekonań nie mógł pojąć i zrozumieć nikt. Być może nawet ona sama, od dziesięciu lat przegryzająca w kółko te same sceny i słowa. A Zuko, owszem, nie był mile widziany. Ale nie był też widziany źle. Może miała taki nastrój, może zmęczyła się już tymi dziesięcioma latami, a może było jej to zwyczajnie obojętne. Może śmiały Koh darował jej twarz, ale zabrał z niej coś, co tkwi pod skórą i napędza ludzkie dążenia. Może, może, może.
    A może po prostu miała swój mały, śliczny, puchaty plan. Plan radosny jak warkocz Ty Lee za dawnych, pięknych czasów.
    Ale w tej chwili zdradziecka, podła, wredna Azula usiadła z powrotem na swoim miejscu, nie maczając w walce nawet koniuszka jednego ze swoich niezmiennie wypielęgnowanych dłoni. Ostatni agni kai miał miejsce tyle lat temu, że Zuzu dawno powinien o nim zapomnieć. Lub choćby wyciągnąć z niego jakieś wnioski. Na przykład ten: zawsze zabieraj ze sobą gromadę ludzi, którzy mogą walczyć za ciebie. Właśnie tak się wygrywa, mój władco. Małe i wielkie bitwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie liczyła czasu, ale mogłaby śmiało powiedzieć, że walka skończyła się odrobinę wcześniej, niż obliczyła. Być może Zuzu się postarzał, a może to ona nie dość precyzyjnie obliczyła umiejętności i frustracje swojej radosnej gromady? Nie, za żadne skarby świata nie nazwałaby ich rodziną (i chyba żaden z nich by tego szczerze i poważnie nie zrobił), ale pomijając zbyt nierozważne machanie jęzorem, dogadywała się z nimi podręcznikowo. Ich skład zmieniał się właściwie nieustannie, dlatego byli świetnym punktem informacyjnym, istną gąbką zbierającą energię, pieniądze, kontakty. A czegóż więcej mogłaby chcieć księżniczka-uciekinierka? W pewnej chwili najtwardsze umysły mają dość samotnego medytowania na skalnych ustępach. A Azula nigdy nie była predestynowana do zostania guru.
      Teraz, kiedy patrzyła na skrępowanego, związanego i porzuconego na ziemi jak świnia czekająca na rzeźnika Zuko, pomyślała o tym, że choć przez ostatnie lata duża część świata naprawdę zrzuciła z siebie powojenny popiół, ona i on, brat i siostra, nadal tkwili w tym samym punkcie. Osobno - być może coś się z nimi stało. Może dojrzeli, postarzeli się nieco, nauczyli nowych sztuczek i poznali siebie bardziej niż wtedy, gdy byli nastolatkami pozbawionymi możliwości prawdziwego życia. Razem jednak tkwili w przeszłości z kotwicą w postaci Ozaia i Ursy. A może nawet więcej, w postaci ich krwi, przeklętej, choć królewskiej.
      - Pięknie - klasnęła w dłonie, a kilkoro z towarzyszy podróży przestało szarpać Zuko i spojrzało na nią. - Pokonaliście w trzydziestu samotnie podróżującego maga ognia, wykorzystując jego nieuwagę i trudną sytuację rodzinną - ponownie klasnęła, tym razem kilkukrotnie. Najwyraźniej jednak towarzystwo zebrane przy ognisku było odporne na sarkazm. - Co teraz?
      - Teraz się zabawimy - powiedział spokojnie Maar, wyciągając zza pazuchy niewielki, ostry i bardzo wąski sztylet. - Będziesz czynić honory, księżniczko Azulo - wycedził przez zęby, a spojrzenia ludzi rozniosły to wyzwanie do najciemniejszych zakątków ich obozu - czy…nie?
      Kącik. Zaledwie kącik jej ust uniósł się ku górze.

      Usuń
  48. - Oczywiście, że pożałujemy - powiedziała obojętnym tonem, jakby przedstawiał jej fakt tak oczywisty, że przykre, doprawdy, było w ogóle formułować go werbalnie. Pomimo swoich słów, przyjęła sztylet od człowieka nazywanego Maar, najwyraźniej jednego z ważniejszych w tej gromadzie. Zacmokała.
    - Maar, masz tyle lepszych ostrzy, a chcesz pieścić samego władcę tym zwyczajnym, które używasz przy każdej nadarzającej się okazji? - dwie czy trzy osoby zachichotały ponuro, jednak Maar zmierzył tylko Azulę nieprzychylnym, choć zaciekawionym spojrzeniem. - Widać, że nigdy nie miałeś do czynienia z dostojnikami. Niczego się nie uczysz - odpowiedziała z wyraźniejszym niż dotąd poczuciem wyższości w głosie. Coraz więcej śmiechów połączyło się we wspólny, mrożący krew w żyłach rechot. Maar wzruszył ramionami, rozsiadając się wygodnej na swoim posłaniu. Kiedy nóż rzucony przez Azulę wbił się w ziemię tuż obok jego kolana, nawet nie drgnął.
    Najkochańszy Zuzu, pomyślała, odsuwając na bok skrawek swojej tuniki, by odkryć kilka różnej wielkości i różnego przeznaczenia ostrz schowanych przy pasku jak cisi i nierzucający się w oczy przyjaciele tułaczki. Naukochańszy Zuzu, po dziesięciu latach nadal patrzysz na mnie tym samym wzrokiem. Zapominasz, że ty też byłeś kiedyś wygnany. Choć czy można mówić o tym, że ktokolwiek mnie wygnał? O, nie. To była pierwsza prawdziwie samodzielna decyzja w moim życiu. Przeznaczona tylko dla mojego własnego szczęścia. Zuzu, Zuzu. Naukochańszy bracie. I ty, matko, która stoisz tuż za jego plecami. Dziś się ciebie nie boję. Wokół jest za dużo strachów, by móc się dziś ciebie bać. Poczekaj jeszcze dzień, jutro mnie nawiedzisz. Jutro, mamusiu, o ile przeżyjemy.
    Zimny, ostry metal powoli przesunął się po twarzy Zuko, od linii włosów, delikatnie kreśląc zarys jego blizny, zahaczając o nozdrza, zaciętą kreskę warg. Ostrze było czyste, blade i zimne, a ręka Azuli nie zadrżała ani o milimetr.
    - Ojciec był ze mnie dumny już dość razy - powiedziała chłodno, a niewielki nóż nieustannie kreślił wciąż jeszcze nagą i bezkrwawą podróż po ciele Zuko. Musiała się przyjrzeć jego twarzy, wyczytać z niej całe dziesięć lat. Dojrzał, to jasne. Ale w jaki sposób to zrobił? Obojętne jej było, jakim wzrokiem ją obdarza, tak samo jak obojętne były niecierpliwe głosy jej bandy, tych śmierdzących i nieświadomych kretynów, którzy chcieli sobie rościć prawo do tej chwili. Nie, to była jej chwila. - Zmieniłam filozofię i od dziesięciu lat staram się usilnie uwierzyć w to, że sama mogę wyznaczać swoją dumę - mruknęła cicho, kiedy ostrza - tym razem dwa - cicho i delikatnie rozpoczęły wędrówkę po szyi Zuko. Wciąż żadnej krwi, wciąż bez choćby ulotnego i złośliwego nacisku któregoś ze sztyletów na jego skórę. Musiała się mu przyjrzeć i chciała, bardzo chciała, żeby on zrobił to samo. Nie widzieli się przecież całe dziesięć lat! Dziesięć lat, na bogów! Zbliżyła twarz do jego twarzy, aż on mógł czuć jej oddech na swojej skórze, a ona jego na swojej. Jakie były ich ostatnie słowa do siebie? Nie, nie mogła sobie przypomnieć. A jednak to nadal był jej Zuzu, jej kochany braciszek. Pocałowała go ulotnie w czoło, to samo, które chwilę wcześniej było areną dla tańca jednego z jej noży. - Och - westchnęła zirytowana - całe życie cię torturuję, co ciekawego mogłabym nagle wymyślić?
    Wymyśliła dokładne w tej samej chwili. Nie miała wyboru. Czy zresztą chciała go mieć? Nie, Azulo, nie myśl teraz w ten sposób. Skup się na tym, co robisz - a przecież robisz to świetnie. Uderzenie w brzuch, proste nacięcia na plecach torturowanego - jeśli opanujesz odpowiednią technikę, sprawią wrażenie smagnięć bicza. Powtórzyć. Powtórzyć. Jeszcze raz! Powtórzyć! A później sięgnij po dłonie skazanego. Wiesz, jak to się robi, Azulo. Wiesz, jak to boli. Niech Zuzu nie będzie zbyt butny, nie on pierwszy jest torturowany w taki sposób. I choć wiesz, co mu robisz, zrób to, Azulo. Ostrze pod paznokieć. Niech krzyczy.

    OdpowiedzUsuń
  49. Mai wciąż była obolała i zmęczona, ale próbowała nie dać tego po sobie znać, aby bardziej nie zdenerwować mężczyzny. Już i tak wyglądał, jakby znajdował się na granicy i tylko jej wybudzenie się sprowadziło go z powrotem.
    - To nic - powiedziała w końcu, chociaż wcale tak nie myślała, musiała jednak odciągnąć myśli Zuko od jego parszywego ojca, który najpewniej znowu gnił w celi w lochach. Nie chciała, by pochłonęły go negatywne, pełne wściekłości myśli, by wpadł w niekończące się koło pytań co by było gdyby. Po chwili jednak zrozumiała, dlaczego Zuko wydawał się być tak wyprowadzony z równowagi faktem, że w końcu się wybudziła. Nie mogła uwierzyć w to, że odpłynęła na tak długo.
    - Miesiąc?! - spytała zaskoczona Mai, a do jej głosu wkradło się zdenerwowanie, gdy nagle podniosła się do góry, ale Zuko stanowczo popchnął ją z powrotem do pozycji leżącej. Miesiąc?! Spędziła miesiąc w śpiączce? Jej dłoń bezwiednie zjechała na brzuch, który wyraźnie się zaokrąglił i uwypuklił. Będzie potrzebowała znacznie luźniejszych szat, by ukryć ciążę, która zaczęła robić się widoczna.
    - Czy z dzieckiem wszystko w porządku? - zadała w końcu najtrudniejsze pytanie, głosem nawet cichszym od szeptu. Maleństwo znajdujące się w jej brzuchu było przyczyną wielu problemów, jej reakcja była daleka od radości, gdy się o tym dowiedziała, wciąż nie oswoiła się z myślą zostania matką, a mimo to na sugestię, że miałoby mu się coś stać, poczuła nagły ból w sercu, taki, który mogły odczuwać tylko matki, gdy coś groziło ich dziecku.
    Czuła jego dłoń powoli wspinającą się po jej ramieniu, zostawiającą za sobą gęsią skórkę. Tęskniła za tym. Odkąd wróciła do pałacu, unikali nawzajem swojego dotyku jak ognia, jakby obawiali się, że przekroczą w ten sposób jakąś granicę, która została ustalona, gdy wróciła z wieścią o ciąży. Coś pokrzepiającego było w jego subtelnym, nienarzucającym się dotyku, kiedy sunął po jej skórze, przynosząc jej ukojenie.
    Mai uniosła na niego spojrzenie, przez kilka chwil w ciszy kontemplując jego twarz. Wyglądał na zmęczonego i zdesperowanego, ale jego uroda wciąż zachwycała, mimo że Zuko uparcie odmawiał przyjęcia tego faktu do siebie ze względu na pokrywającą znaczną część twarzy bliznę, pamiątkę po czymś, co uważał za hańbę, chociaż nic z tego, co wtedy się wydarzyło, nie było jego winą. Już na zawsze będzie nosił ze sobą ślad despotycznego potwora będącego jego ojcem i wywołało to w niej błysk gniewu. Dla niej ta blizna nie miała żadnego znaczenia, była wręcz piękna, stanowiąc świadectwo jego siły, ale Zuko nigdy jej nie zaakceptował. Pragnęła ją dotknąć i w ten sposób ukoić jego złość oraz poczucie winy, jednak była zbyt słaba i niepewna tego, jakby zareagował.
    - Wszystko, co robię, zawsze robię dla ciebie. - Te słowa wymknęły się z jej ust zanim zdążyła je przemyśleć. Ale taka była prawda. Chroniła go przed ludźmi, którzy próbowali go skrzywdzić, a czasem także przed samym sobą. Bo jej na nim zależało. Bo był wszystkim, co miała, nawet jeśli nie potrafili ze sobą być. - Ale to nie twoja wina. Dobrze wiesz, że pałac to nie miejsce dla mnie, musiałam się stąd wyrwać. Widzę, jak na mnie patrzą. Słyszę, co o mnie mówią. Nie chciałam być bezużyteczna.

    OdpowiedzUsuń
  50. Zignorowała jego przytyk, zignorowała jego bezsensowne dążenie do zachowania twarzy, zignorowała jego potrzebę udowadniania, że nie będzie krzyczał. Ignorowała komentarze i rady większych sadystów otaczających ich coraz ciaśniejszym, coraz bardziej poruszonym kręgiem. Ignorowała nawet matkę, krzyczącą za jej plecami i błagającą o litość dla swojego jedynego syna. Chwila trwała i mimo swojej makabryczności - była piękna. Piękna i straszna. Wiedziała, jak posługiwać się nożem, gdzie uderzyć, by bolało - bolało i krwawiło, ale by żadna z ważniejszych części ciała nie została naruszona. Zuko mógł jej nigdy tego nie wybaczyć, ale Azula nie miała zamiaru zastanawiać się nad tym, czy w ogóle zależy jej na czymkolwiek, co ma z nim związek. Choć przecież, o ironio, wszystko co teraz robiła, robiła dla niego. Takie skomplikowane, takie to wszystko było skomplikowane! I jeszcze matka, ta durna kobieta i jej głos w głowie. Głos i obrazy, dziesiątki obrazów ze wszystkich lat ich wspólnego życia.
    - Przestań się poniżać, matko - warknęła raz czy dwa przez zaciśnięte wargi, chłonąc zapach krwi i potu. - Przestań, przestań wszystko komentować - warknęła, zdając sobie sprawę z tego, że bez Zuzu głos Ursy był bardziej zamglony, mniej pewny siebie. Jakby jego osoba dodawała widmom sił. Być może dlatego, pomimo planów, które pisała szybko, gwałtownie w swojej głowie, pomimo szaleństwa trzymanego kurczowo na wodzy - mimo tego przez moment poczuła przyjemność, prawdziwą, gorzką przyjemność, jaką może dać tylko sprawianie drugiej żywej istocie bólu. Najbardziej bezsensownego z możliwych cierpień - cierpienia, które nie ma przyczyny, nie ma powodu, nie ma logicznego rozwiązania. W torturach, jak w walce, było coś seksualnego. W poniżaniu się do tak prymitywnych form - jakaś wyszukana przyjemność.
    I nagle wybuchła w niej pogarda, wybuchła w niej tak mocno, że miała ochotę roztrzaskać twarz Maara, roztrzaskać twarz Starego Sama, którego chorobliwy charkot wybijał się z morza głosów. Ci głupcy nie mieli o niczym pojęcia! Ani o niej, ani o nim! Nic, nic nie obchodziło ich tak bardzo jak dobra zabawa i mocny pieniądz! Dotąd unikała ich sprośnych, krwawych zabaw, a teraz, kiedy była w ich centrum i sama zarządzała widowiskiem, zrozumiała, jak bardzo nimi wszystkimi w gruncie rzeczy gardzi. Nawet jeśli byli użyteczni, nawet jeśli mieli swoje mniejsze i większe umiejętności - w tej chwili chciałaby ich wszystkich zdeptać.
    - No dalej, dziecino, nie pieprz się z gównem! - krzyknął nagle jeden z ogolonych na łyso, wytatuowanych bliźniaków, wyskakując do przodu z zakrzywionym nożem. Jego ostrze o cal minęło twarz Zuko.
    Azula automatycznie rzygnęła ogniem ponad głową brata, a niebieskie płomienie na chwilę rozświetliły okolicę jak chłodny błysk dziennego światła. Wytatuowany mężczyzna upadł na ziemię, gasząc przy akompaniamencie własnych przekleństw zapalony rękaw szaty. Ktoś się roześmiał, ale większość nagle oprzytomniała.
    - Trzeba zdecydować, co z nim zrobimy - odezwała się niespodziewanie smagła kobieta, wyglądająca na jedną z wieszczek pochodzących z Królestwa Ziemi. - Zabić, sprzedać? Póki jeszcze ma wszystkie kończyny.
    - Zabić!
    - Sprzedać!
    - Komu sprzedać?
    - Znam zainteresowanych - powiedziały dwa głosy, z czego jeden należał do Azuli. Smagła kobieta wzruszyła ramionami, niecierpliwym machnięciem ręki odganiając od centrum rozmów spory tych, którzy nie mieli prawa głosu w dyskusji.
    - Prześpimy się z tym. Zakneblujmy księcia, postawmy wartę.
    Azula ponownie znalazła się przed obliczem brata. Kilka krwawych plam zasychało na jej ubraniu, a szalone spojrzenie było nieco bardziej rozognione niż wcześniej. Pół godziny? Godzina? Dwie? Ile właściwie czasu minęło?
    - Zawsze byłam i zawsze będę w stanie patrzeć ci w oczy - odpowiedziała martwym głosem. - Bądź grzeczny i czekaj na wybawienie - dodała, a kącik jej ust uniósł się. Choćby nie wiadomo ile lat minęło, ten gest odziedziczyła po ojcu i nic nie mogłoby jej go pozbawić. Mroczny, pokręcony, bolesny gest pozbawiony jakiegokolwiek odcienia humoru czy łaski.

    OdpowiedzUsuń
  51. Nie miała wiele czasu na zrealizowanie planu, który wpadł do jej ślicznej i błyskotliwej główki w momencie, gdy po raz pierwszy spostrzegła w twarzach swoich towarzyszy podróży pragnienie, rozpalone pragnienie wykorzystania nadarzającej się sytuacji. Mieli wiele twarzy, ale czasem potrafili na ich podstawie stworzyć jedną, wspólną. Podczas ważnych zleceń potrafili pracować zawzięcie i z oddaniem, wywiązując się z kontraktów od pierwszego słowa do ostatniej kropki. Umiejętnie wykorzystywali swoje moce oraz zdobyczne talenty szlifowane wraz z doświadczeniem. Ich poglądy były różne, tak bardzo, jak różni byli oni. Z czasem jednak każda grupa zaczyna się docierać, a nawet najlepiej działająca demokracja przestaje nią być. Azula prędko dowiedziała się o tym, że Zuko jej szuka. Podejrzewała, że ten uparty, głupi człowiek będzie starał się dopiąć swego - skoro przez ostatnie dziesięć lat jej nie szukał, musiało stać się coś ważnego, że nagle przypomniał sobie o swojej kochanej, małej siostrzyczce. Nie sądziła jednak, naprawdę, nie podejrzewała go o to, że wpadnie między nieznanych, uzbrojonych po zęby ludzi sam. Bezbronny. Napiętnowany nie tą żałosną, spędzającą mu sen z powiek blizną, ale swoim imieniem. Przeklęty Zuko. Zuko Władca Zdrajców. Zuko Trup. Zuko… A, zresztą. Po co przytaczać wszystkie przekleństwa, jakimi obdarzali go ludzie? Azula specjalnie znalazła sobie taką a nie inną grupę. Doprawdy, gdyby miała wybierać, wolałaby podróżować z ludźmi, którzy nikogo nie nienawidzą. Takich jednak trudno znaleźć. Wolała więc wybrać tych, którzy nie nienawidzili jej.
    Prawda była jednak bardzo prosta. Elementarna wręcz. Nawet ci, których życie Zuko nie obchodziło, chętnie dorobiliby sobie na czarnym rynku. A na czarnym rynku można sprzedać wszystko, Władcę Ognia tym bardziej.
    Noc minęła im na snuciu mrocznych wizji, targowaniu się i planowaniu kolejnych celów podróży. Ktoś chciał głosować, ale szybko spacyfikowali tę sugestię.
    - Czego ty byś sobie życzyła, księżniczko? - spytał ją Maar, ostatnie słowo przeciągając ironicznie.
    - Większego procentu od nagrody, w końcu coś musi mi zrekompensować straty… - machnęła teatralnie ręką, ze znudzeniem szukając odpowiednio tragicznego słowa - …emocjonalne - prychnęła. Pogarda wezbrała w niej jak wymioty. „Pozdrów ode mnie matkę, pozdrów ode mnie matkę, pozdrów ode mnie matkę” buczało w jej głowie jak wyliczanka. Wyliczanka, która ją rozpraszała. Zuko, Zuko, co chciałeś osiągnąć? W końcu większość z bydła, które ją otaczało, położyła się spać. Niektórzy nie mieli już się obudzić.
    Wiedziała, że Zuko będzie na nią czekał.
    - Doceń mnie, ominęłam stawy i najważniejsze części ciała - jej szept prześlizgnął się w ciemności jak drobny, jadowity wąż. Za niecałą godzinę miało świtać. Chwilę wcześniej coś ciężkiego stęknęło niedaleko stłumionym głosem i opadło na ziemię bez życia. Twarz Azuli była ledwie mrocznym cieniem w słabym blasku gwiazd, tak zimnym, jak kolor jej własnych płomieni. - No, Zuzu, jak się bawiłeś? - spytała, szczerząc do niego żeby niczym zwierzę. - Bo ja świetnie, nie będę cię okłamywać. Siostrzana miłość jest jednak silniejsza od każdego z szaleństw, którym mogę się pochwalić.
    Jednym ruchem rozcięła jego węzły, na ostatku przecinając fragment skóry na jego przedramionach. Gdyby nie jej zadziorny uśmiech, można by pomyśleć, że ręka drgnęła jej z nerwów.
    - Nie jęcz tylko - dodała bez cienia czułości, współczucia czy żalu. - Wszystkim nie mogę złamać karku. Choć dla sportu miałabym ochotę spróbować - szepnęła do jego ucha, chichocząc jak mała dziewczynka, która przez moc komety straciła resztki panowania nad sobą.
    Było to jednak kłamstwo. Kometa już od wielu, wielu lat nie miała nad nią kontroli. Medykamenty sprowadzanych ze wszystkich krain uzdrowicieli też nie. Ale Azula lubiła się droczyć. Lubiła mówić wiele strasznych słów, by skryć między nimi i prawdę, i kłamstwo.
    - Zaufaj mi.
    No, Zuzu. Tym razem prawda czy kłamstwo?

    OdpowiedzUsuń
  52. - Chcesz żyć, Zuko? - spytała uprzejmie, przypierając go z całej siły do ściany. Nie obchodziło jej, czy jego poranione plecy nie cierpią na tym ruchu jeszcze bardziej niż dotychczas. Ani nie miała czasu o tym myśleć, ani też nie miała w zwyczaju zwracać uwagi na tego typu bzdury. - Chcesz żyć, czy chcesz rozmawiać? - spytała, nadal uprzejmie, choć już nieco napastliwie, zbliżając twarz do twarzy Zuko, żeby nie mógł uwolnić się od jej ostrego spojrzenia. - Mi jest obojętne, ale włożyłam w uratowanie ciebie tyle wysiłku, że mógłbyś chociaż raz zamknąć jadaczkę, przełknąć swoje tragiczne historie i zrobić to, czego od ciebie wymagam - wysyczała chłodno.
    Zuko nie mylił się. Azula sprzed dziesięciu lat nie lubiła brudzić sobie rąk, zawsze odnajdując kogoś, kto chętnie spełniał wszystkie jej prośby i rozkazy, z radością nie tylko służąc, ale także podziwiając każde jej słowo. Zuzu musiał jednak zdać sobie w końcu sprawę z tego, że nie miał już do czynienia z wszechwładną księżniczką Azulą, która ma do dyspozycji dziesiątki wojowników oraz całą flotę. Słodkie czasy krwawej młodości musiały ustąpić wcale nie gorszym czasom dorosłości i samodzielności. Krwawy ślad nieustannie pozostawał ten sam, ponieważ Azula szybko zrozumiała, że dla własnego dobra musi stać się bardziej elastyczna. Nauki mistrzów sztuk magii zamieniła na nauki pobierane od mistrzów sztuk, których nazw i imion nie mówi się na głos. I choć nadal posiadała charyzmę, urok osobisty oraz wrodzony talent do oplatania ludzi wokół palca, czasem - niestety - musiała sama pobrudzić rączki. I lubiła to. Ponad wszystko lubiła mieć władzę, ale jeśli nie mogła jej mieć, wykorzystywała inne swoje talenty. A miała ich wiele. Więcej niż kiedykolwiek. Filozofowie byliby z niej dumni!
    Żarty się skończyły.
    - Och! - załkała teatralnie, przewracając oczami. - Tylko się nie wzruszaj, braciszku. Czyż to nie logiczne? Twoja śmierć w aktualnej sytuacji w niczym by mi nie pomogła. Gdybym chciała cię zabić, Zuko, znalazłabym lepszy i bardziej podstępny sposób, oboje o tym wiemy - żachnęła się protekcjonalnie. - Sprzedać cię? Podróżuję z tą grupą kilka miesięcy, czyli o połowę czasu za dużo, i powiem ci jedno: nie byłby to dla mnie opłacalny interes - westchnęła, nie mając do niego krztyny cierpliwości. - Raz sprzedadzą ciebie, raz sprzedadzą mnie. Zrobię im psikusa i odejdę z hukiem!
    Puściła go niespodziewanie, odsuwając się o dwa kroki. Skrzyżowała ręce na piesi, unosząc wyczekująco brwi.
    - Masz piętnaście sekund. Ja odchodzę. Ty możesz grać męczennika.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Naprawdę uważasz, Zuko, że to odpowiednia pora na takie rozmowy? - warknęła, nie kryjąc irytacji, która wezbrała w niej jak wzburzona rzeka. Doprawdy, czasem wydawało się jej, że Zuko uznaje siebie nie za człowieka z krwi i kości, ale postać z opowieści lub legend, w których dobry zawsze wygrywa, a zły traci głowę. Niebezpieczeństwa nie mijały jednak tak szybko, jak w pięknych opowieściach dla dzieci i dorosłych. Wrogowie nie pojawiali się pojedynczo, czekając na swoją kolej, ale zwartą grupą, niosąc chaos i zamieszanie. Nigdy nie nadchodziły czasy po „żyli długo i szczęśliwie”. Nie było też zamkniętych rozdziałów, napisów końcowych, po których można odetchnąć z ulgą i patrzeć w przyszłość. Tak właśnie teraz, w tej chwili, nie byli już bezpieczni i pozbawieni kłopotów, ale dopiero w te kłopoty wchodzili. Władca Ognia Zuko miał przez ostatnie dziesięć lat zbyt wielu ochroniarzy i zbyt mało szans na prawdziwe przygody. O, zamknięty pałac i wierna służba różnili się diametralnie od trudów krwawej, realnej podróży. Czyżby Zuzu naprawdę o tym zapomniał? - Nie musisz mnie przepraszać, nie obchodzi mnie, co myślisz. Szczęśliwie po prawie trzydziestu latach swojego życia postanowiłeś wreszcie otworzyć oczy na kwestię matki. Brawo, Zuzu, nareszcie! Zapomniałam już, jaki jesteś bystry! - syknęła gniewnie.
    Ruszyła dalej w las, zostawiając go za swoimi plecami, jakby nie obchodziło jej, czy pójdzie za nią, czy zostanie w miejscu, by płakać nad swoimi podejrzeniami. „Od kiedy ją widujesz, od kiedy?”, rozbrzmiało w głowie Azuli ponuro, poważnie, w końcu groteskowo, a głos Zuko zmieszał się z głosem matki, który pamiętała tak dobrze, jakby widziała się z żywą, realną Ursą choćby wczoraj.
    Azula wiedziała, że jej Ursa nie jest prawdziwa. Czasami wiedziała to bardziej, czasem mniej. W tej chwili wiedziała to na pewno, a wspomnienie imienia ojca utrwaliło w niej to wrażenie. Zuzu nie wiedział nawet o połowie wszystkich tajemnic. Zuzu nie wiedział NIC!
    Azula, a za nią Zuko, wypadła na niewielką polanę, z której krętą ścieżką można było dojść albo do tymczasowej kwatery bandy, od której uciekali, albo w nurt niewielkiego strumienia, a dalej, za nim, za równy, prosty trakt, który rozbiegał się niedaleko na wiele mniejszych. Przy jednym z drzew stał przywiązane dwa strusiokonie, zaopatrzone w bardzo oszczędną ilość tobołków. Najwyraźniej Azula miała bardzo szczegółowo opracowany plan. Coś jednak musiało się nie udać.
    - Ponoć mieliśmy wykraść twojego brata razem i podzielić się łupem - wycharczał wściekle wyłaniający się z cienia Maar.
    Azula stanęła w pół drogi, bez myślenia i dodatkowej zachęty przybierając wyjściową pozycję bojową.
    - Nigdy nie wierz kobiecie - wzruszyła ramionami, siląc się na obojętność.
    - CHCIAŁAŚ MNIE UŚPIĆ NARKOTYKAMI - wrzasnął zwierzęco, strzelając w jej stronę dwoma długimi pasmami ognia uwolnionymi z szybkich uderzeń pięści. Chybił.
    - Chciałabym powiedzieć, że jest mi przykro, ale nie jest. Chciałabym też powiedzieć, że udało mi się przynajmniej pogorszyć twoje umiejętności magii ognia, ale podejrzewam, że zawsze byłeś w tym marny - rzuciła, unosząc pretensjonalnie brwi. Lekkim gestem odsunęła z twarzy kosmyk włosów, tak, jak to robiła jeszcze za tych czasów, które mógł pamiętać Zuko. A później sama strzeliła błękitnym, czystym ogniem.

    OdpowiedzUsuń
  54. Mai omal się nie zaśmiała. Zuko dobrze wiedział, dlaczego nie powiedziała mu o swoich odczuciach dotyczących całego tego bagna, w które się wpakowali ani o swojej potrzebie odetchnięcia powietrzem spoza pałacu; czuł się zbyt zraniony jej zdradą, by choćby na nią spojrzeć, nie wspominając nawet o prawdziwej rozmowie. Przy pozostałych musieli utrzymywać jakieś pozory tworzenia normalnego związku, dlatego wymieniali się pustymi grzecznościami i uwagami na temat pogody, która dzień w dzień była właściwie taka sama.
    - Wiesz, dlaczego nic ci nie powiedziałam - mruknęła w końcu. Nie chciała go karać, nie chciała przypominać mu, dlaczego to się stało, ale nie mogli udawać, że tego nie dostrzegają. - Raczej trudno było się tutaj poczuć swobodnie. Przynajmniej ostatnio.
    Nie chodziło jedynie o samego Zuko, który odpychał ją od siebie. Mai nigdy nie była ulubienicą w pałacu, zwłaszcza nie przypadła do gustu doradcom, którzy poszukiwali dla nowego Władcy Ognia kogoś wdzięcznego, delikatnego i łagodnego w celu uspokojenia jego uosobienia, a w dodatku kogoś uległego, aby łatwo mogli poprzez nową wybrankę wpływać na samego Lorda Zuko. Oczywiście nie bez znaczenia pozostawały korzyści polityczne, a z Mai nie było właściwie żadnego pożytku, przynajmniej w oczach zapatrzonych w siebie doradców, którzy starali się z pałacowej rozgrywki wynieść jak najwięcej dla siebie. Zawsze brzydziła się ich fałszem, a ponieważ trudno było ją omotać, stała się ich wrogiem publicznym numer jeden. Nie wspominając o służkach, które nie rozumiały jej wyborów tyczących ubioru i ozdób, czując się urażone, gdy Mai nie korzystała z ich usług, przyzwyczajona do swojej samodzielności, niezależności oraz skromności w doborze dodatków. Jak miała nosić złoto, podczas gdy zwykli ludzie, którzy za niedługo mieli stać się jej poddanymi, cierpieli z głodu, chociaż razem z Zuko robili wszystko, by zapobiec tej sytuacji? Bezsprzecznie ona i Zuko byli pierwszą królewską parą, która bardziej niż o sobie i przyszłych podbojach, myślała o poddanych, skupiając się na ich potrzebach.
    Nie mogli tylko w tym całym zamieszaniu zapomnieć o sobie nawzajem.
    - Ja też cię kocham, głupku - powiedziała Mai z bladym uśmiechem, który jednak opromienił całą jej zmęczoną twarz, bowiem sięgnął nawet oczu i zapalił w nich iskry. Ostroznie wyciągnęła dłoń i opuszkami palców musnęła jego policzek, po czym zacisnęła palce na jego szacie, przyciągając go bliżej. - Chodź do mnie.
    Sama była zbyt słaba, by się podnieść, ale kiedy Zuko się nad nią nachylił, złączyła ich usta w subtelnym, ale długim pocałunku, który był niezwykle odświeżający, przypominał przyjście wiosny po przedłużającym się okresie zimy, gdy na lodowatej pustyni bezduszności pojawiła się zieleń i pierwszy kwiat. Zawierał w sobie odnowienie obietnic, które złożyli sobie dawno temu, a Mai rozkoszowała się nim, na nowo poznając fakturę i smak jego warg, których nie miała szansy dotykać przez ostatnie dwa miesiące, co sprawiło, że złakniona przyciągnęła go bliżej, wsuwając dłonie w jego włosy. Po chwili niechętnie się od niego odsunęła, przykładając swoje czoło do jego.
    - Tęskniłam za tobą.

    OdpowiedzUsuń
  55. Mai nie mogła spędzać czasu poza pałacem, pozwalano jej na opuszczanie go tylko w wypadkach wyjątkowych i pod eskortą kilkunastu najlepszych żołnierzy, co tak ją irytowało, że ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. Teraz przebywała głównie w ogrodach okalających pałac, spacerując, bo to było zdrowe dla rozwijającego się dziecka. W ogóle miała wrażenie, że teraz wszystko zostało podporządkowane jej ciąży, co miało w sobie jakiś gorzki posmak; przez to, że miała zostać matką przyszłego władcy, poświęcano jej całe mnóstwo uwagi. Mogłaby zażyczyć sobie sprowadzenia z Bieguna Południowego wyjątkowo rzadkiego zwierzęcia, a w przeciągu kilku godzin jej zachcianka zostałaby spełniona, w dodatku z uśmiechem na ustach, co początkowo ją bawiło, ale teraz napawało mieszanymi uczuciami.
    Na nowo przyzwyczaiła się do trybu życia w pałacu, chociaż dalej jej się to nie podobało. Kiedy więc zobaczyła Zuko w ogrodach w czasie, w którym powinien przebywać na jednym z niekończących się spotkań, podczas których niegdyś go wspierała, ale ze względu na swój błogosławiony stan jej na to nie pozwolono, aby się nie przemęczała, wiedziała, że musiało wydarzyć się coś złego.
    Mai uważnie patrząc na mężczyznę, podniosła ze stolika list i szybko przebiegła go wzrokiem. Gdy skończyła, w zamyśleniu zaczęła miąć papier w palcach. Czy jej ojciec naprawdę mógłby być tak głupi i porwać się na nowego króla? Wiedziała, że miał on sentyment do Omashu, którym przecież rządził przez dość długi okres czasu, w dodatku zamordowanie króla pochodzącego z Królestwa Ziemi mogło nadszarpnąć powoli odbudowywaną reputacją Narodu Ognia, w tym także władającego nim Zuko, który nie tylko nie zapobiegł atakowi, a wręcz mógł stać za jego zleceniem, przynajmniej w oczach pozostałych władców, którzy wciąż odnosili się do nich z pewną dozą nieufności. Wiedziała też, że jej ojciec był nieprzewidywalny i często nie myślał logicznie z powodu swojego fanatycznego zapatrzenia w Ozaia, ale nie potrafiła zrozumieć, dlaczego właśnie teraz i właśnie tam. To jej nie pasowało.
    - Ja też znam to przejście. Mnie też oskarżysz o zamordowanie króla Omashu? - zapytała Mai ostro, unosząc brew do góry. Tylko najbardziej wtajemniczeni znali sieć tajnych przejść i korytarzy, zaliczali się do nich niektórzy dowódcy straży czy doradcy, ale niektóre przejścia były znane tylko rodzinie królewskiej, aby do minimum ograniczyć niebezpieczeństwo ze strony ewentualnych zdrajców znających sieć tuneli. Mai zacisnęła usta w wąską linię, kręcąc głową. Przy wszystkich wadach jej ojca, morderstwo króla Omashu wydawało jej się być nieco drastycznym środkiem w drodze do celu. Nie mierzyło bezpośrednio w Zuko, nie było żadnych poszlak wskazujących na Władcę Ognia, a przynajmniej nie było o tym mowy w liście. Gdyby to faktycznie był jej rodziciel, zrobiłby wszystko, by podejrzenia za ten czyn zostały skierowane na Lorda Zuko.
    - Nie mamy żadnych dowodów na to, że to właśnie on to zrobił. Pomyśl, to nie ma żadnego sensu. Dlaczego miałby to zrobić? Jego odwiecznym celem było posadzenie Ozaia na tronie, a atak na króla Omashu w żaden sposób nie łączy się z tobą. Poza tym, po tym wszystkim, co dla niego zrobiłam, co dla niego przeszłam... Myślisz, że zdecydowałby się na to? Obiecał mi. Sam wiesz najlepiej, ile dla niego poświęciłam. Jakim byłby ojcem, gdyby to zignorował? - spytała, tym razem dużo spokojniej, wiedząc, że jej oschła reakcja mogłaby wzbudzić w Zuko gniew. Podniosła się z marmurowej ławki postawionej specjalnie w tym miejscu na jej życzenie, podchodząc do narzeczonego ostrożnie, niepewna jego reakcji. Oboje robili wszystko, by utrzymać pokój, ale niestety w naturze ludzkiej leżały konfliktowość, gniew oraz nienawiść. Nie mogli wpłynąć na wszystkich.
    Mai jednak nawet nie chciała brać pod uwagę uczestnictwa ojca w zamachu, licząc, że jej pomoc jakoś na niego wpłynęła. Jej relacje z rodziną nigdy nie były łatwe i przyjemne, ale mimo wszystko łączyły ich więzy krwi. Chciała wierzyć, że pod chłodem, do którego przywykła, kryły się jakieś uczucia względem własnej córki.

    OdpowiedzUsuń
  56. - Tak samo, jak ktoś z byłych pracowników za odpowiednią sumę pieniędzy mógłby sprzedać tę informację equalistom lub komukolwiek, komu zależałoby na wprowadzeniu zamieszania. Nie ma żadnych dowodów wskazujących na to, że miałeś coś z tym wspólnego. Nic nie może zostać nam udowodnione - odpowiedziała spokojnie Mai, patrząc na kartkę papieru, która zdolna była wprowadzić tyle zamieszania - Prawie dziesięć lat minęło od zakończenia wojny. Dziesięć lat zasiadasz na tronie, wielokrotnie udowodniłeś swoją wartość i czystość kierujących tobą intencji. Nie mogą ci nic zarzucić i naprawdę mam dość tego, jak ciągle jesteśmy traktowani. To nie my popełniliśmy błędy i nie odpowiadamy za działania naszych przodków. Nadszedł czas, by przestali nas traktować za niegodnych zaufania, a równych sobie. Jestem zmęczona ich ciągłą podejrzliwością względem ciebie, bo doskonale wypełniasz obowiązki Władcy Ognia.
    Czy była wkurzona? Może odrobinkę. Czy była gotowa wywołać kolejną wojnę? Zdecydowanie tak, skoro pozostali przywódcy właśnie tego od nich oczekiwali. Nie zasłużyli na to, by traktowano ich jak chłopca do bicia, którego można obwiniać za wszystkie odniesione porażki. Śmierć króla Omashu była niewątpliwie tragiczna i należało wyjaśnić wszystkie jej okoliczności, aby nie doprowadzić do kolejnych morderstw, które mogłyby przyczynić się do destabilizacji sytuacji politycznej i zagrożenia względnego pokoju panującego między państwami, ale na równych prawach wszystkich uczestników. Mai całe życie była cicho i z pokorą przyjmowała wyznaczony jej los, ale te czasy powoli odchodziły w niepamięć. Nie mogła skorzystać z przywileju milczenia, gdy oskarżono ich o czyny, których nie popełnili, wiedząc, jak bardzo godziło to w Zuko, który robił wszystko, co mógł. Minęło dziesięć cholernych lat pokoju. Nadszedł czas, by odpuścić, wybaczyć i zaakceptować.
    - Przestań - rzuciła jedynie ostrzegawczo, mrużąc oczy - Dobrze wiesz, że nie jestem naiwna. Mój ojciec jest honorowym człowiekiem. Prędzej by umarł, niż złamał dane słowo. Byłam wychowywana w podobny sposób, dlatego wiem, co oznacza takie przyrzeczenie. Ty też doskonale to wiesz. Więc nie traktuj mnie z wyższością, bo nie masz do tego żadnego prawa.
    Mai rozumiała, że Zuko został postawiony w trudnej sytuacji, ale to nie znaczyło, że mógł wyżywać swoje frustracje na niej, zwłaszcza, gdy wiedziała, o co toczyła się gra. Jej narzeczony nigdy nie zrozumie relacji, która łączyła ją z ojcem, ale chociaż ten nigdy jej wybitnie nie uszczęśliwiał, nigdy także nie wystawiał ją na niebezpieczeństwo. Musiał wiedzieć, co zamordowanie króla Omashu będzie znaczyło dla niej, a chociaż nie wykluczała ewentualności, iż to on stał za zamachem, nie potrafiła bez dowodów wydać na niego ostatecznego wyroku.
    Mai wywróciła oczami, słysząc jego ton nieznoszący sprzeciwu.
    - Od początku to planowałam. Chyba nie sądzisz, że pozwoliłabym ci jechać samemu do Relublic City, aby zebrać całą chwałę? - spytała ironicznie Mai, ale po chwili jej spojrzenie złagodniało. Splotła swoje palce razem z niego i lekko musnęła jego policzek, zmuszając go tym samym, by na nią spojrzał. Znowu znajdowali się w trudnej sytuacji, ale jeśli nie oni, to kto inny by sobie z tym poradził? Razem byli silniejsi. - Wymyślimy coś. Jak zawsze, Zuko. Ale jeżeli zostaniemy postawieni pod ścianą i zmuszeni do ostateczności, nie pozwolę, byś za to zapłacił. To mój ojciec i moja odpowiedzialność. Przyjmę na siebie wszystkie konsekwencje, ale ty nie będziesz się w to wtrącał, niezależnie od ceny. Zrozumiałeś?
    Mai wiedziała, że musi postawić tę sprawę jasno. Niezależnie od tego, jak bardzo nie podobałoby się to Zuko, jej obowiązkiem było zapłacenie za zachowanie ojca, bowiem to ona ostatecznie wypuściła go na wolność, wierząc, że tym razem coś naprawdę do niego dotarło. Jej narzeczony już wielokrotnie poświęcił się dla niej, naginając własne przekonania i prawo, ale teraz stawka była dużo wyższa. W dodatku Mai miała pełną świadomość tego, że to ona odpowiadała za wszystkie czyny swojego ojca, których się dopuścił po uwolnieniu z celi.

    OdpowiedzUsuń
  57. Mai uniosła brew, wpatrując się w mężczyznę z uwagą. Zuko rzadko kiedy przyznawał komukolwiek rację, zbyt uparty i zawzięty w swoich planach, by je porzucić, przynajmniej dopóki sam nie przekona się boleśnie, że jest w błędzie. Zaczynał brać pod uwagę jej zdanie (no cóż, gdyby tego nie robił, musiałby się liczyć z różnymi przedmiotami lecącymi w jego stronę), ale z reguły robił to po cichu. Przyznanie jej głośno racji było więc czymś nowym i nieco zaskakującym.
    - Muszą się nauczyć, że przeszłość to przeszłość. Już nic na nią nie wpłynie. Ale naszym zadaniem jest kształtowanie dobrej przyszłości Narodu Ognia i nie możemy pozwolić, by dalej zmuszali nas do ustępstw na wszystkich polach. Jesteś Władcą Ognia, Zuko. To oni powinni się ciebie bać, nie na odwrót - przypomniała mu Mai z pasją, o którą sama siebie nie podejrzewała. Bycie narzeczoną najważniejszego i najtwardszego mężczyzny na świecie było niezwykle ekscytujące. Nie chcieli wywołać kolejnej wojny, nie chcieli dalszej śmierci poddanych w imię bezsensownych bitew, ale reszta świata powinna pamiętać, że są silnym, jeśli nie najsilniejszym narodem i należało się z nimi liczyć.
    - Zapłaciliśmy już wystarczająco.
    Mai widziała to wielokrotnie: nagły, niezdrowy błysk w oku, zaczerwienione z przejęcia policzki, niezachwiana pewność i pasja w głosie. Zawsze, gdy w głowie Zuko pojawiał się nowy, nieco szaleńczy pomysł zapalał się do niego i podporządkowywał mu wszystko przez kilka pierwszych dni, kiedy to nowa idea zaprzątała jego myśli bezustannie, ale później jego zaangażowanie zaczynało znikać, wypalało się. Nigdy nie można było przewidzieć, czy ten pomysł zostanie z nim na dłużej, czy jednak szybko zniknie przysypany przez lawinę nowych. Mai przyzwyczaiła się już do jego zmienności i impulsywności, ale sama nie mogła być pewna, czy ostatecznie zrezygnuje po upływie czasu. Pod naporem chwili Zuko stawał się pełny entuzjazmu, ale to wcale nie znaczyło, że długo będzie to trwało.
    - Tylko nie przesadź w drugą stronę - powiedziała w końcu Mai - Możesz być nieugięty i asertywny, ale nie w sposób agresywny. Nie pozwolimy, by nami pogrywali w swojej wielkiej grze, ale jednocześnie nie mogą poczuć się zagrożeni przez nasze roszczenia. To bardzo delikatna rozgrywka.
    Mai odwróciła wzrok, nie chcąc w sposób gwałtowny gasić nagłego podniecenia Zuko, ale pytanie, czy na pewno dobrze to przemyślał samo cisnęło się na jej usta. Miała w sobie dużo więcej cierpliwości i pokory od Władcy Ognia, nie poddawała się emocjom, a ten uczuciowy dystans pozwalał jej dostrzegać konsekwencje podejmowanych decyzji na wiele lat w przód, nie oznaczało to jednak, że nadawała się do roli prawej ręki Zuko. Iroh miał doświadczenie, którego jej brakowało, doskonale radził sobie ze zjednywaniem ludzi i przekonywaniem ich do swoich pomysłów. Mai nigdy nie była i nie będzie wystarczająco sympatyczna, by tego dokonać, ponadto długie godziny spędzone na pertraktacjach, które z reguły prowadziły do niczego, wprawiały ją w stan irytacji, który z kolei prowadził do rzucania shurikenami we wszystko, co jej nie odpowiadało; trudno byłoby to potraktować jako pokojowe podejście.
    Mai nie chciała być jedynie ozdobą przy boku Lorda Zuko ani jedynie matką przyszłego władcy, z drugiej jednak strony nie pragnęła angażować się w narady w otwarty sposób. W zaciszu ich komnaty nie miała oporów przed wypowiadaniem delikatnych sugestii na temat kolejnego ruchu, który należało wykonać, ale pozostawała w cieniu i takie wspieranie decyzji Zuko w pełni jej odpowiadało. Jednak uczestniczenie w obradach jako pełnoprawna władczyni było czymś zupełnie innym, co na ten moment mogłoby ją przerosnąć.
    Wiedziała jednak, że w tej kwestii Zuko nie przyjmie jej odmowy.
    - To wielki zaszczyt - odpowiedziała więc jedynie oficjalnie, lekko pochylając głowę - Kiedy wyruszamy?

    OdpowiedzUsuń
  58. - Aang jest Avatarem, którego zadaniem jest utrzymywanie pokoju między państwami, ale nie może ingerować bezpośrednio w nasze decyzje, zwłaszcza takie, które wcale nie mają za zadanie doprowadzić do wojny. Ustępowałeś mu już wiele razy. Czas na to, by inni zaczęli ustępować - powiedziała zdecydowanie Mai, jedynie potwierdzając wnioski, do których doszedł Zuko. Nie chciała, by teraz się wycofał ze swoich postanowień, dlatego wręcz zachęcała go, by się ich trzymał. Ich kraj na to zasługiwał. Oni na to zasługiwali. A przede wszystkim ich dziecko na to zasługiwało. - Spędziliśmy wystarczająco dużo czasu na kolanach. Nigdy więcej nie będziesz przed nikim klękał, Zuko.
    I miała zamiaru tego dopilnować. Wiele razy Zuko musiał schylać czoło przed potęgą ojca, później zhańbiony klęczał przed losem, który śmiał mu się w twarz, udowadniając własną wyższość, klęczał przed doradcami, gdy był młody i niedoświadczony, przyjmując sobie ich zdradzieckie wskazówki do serca, przed dowódcami innych państw, którzy zmuszali go do uległości. Nie mogła już dłużej patrzeć na to, jak silny mężczyzna, którego pokochała, korzy się przed innymi, mimo że wcale nie jest od nich gorszy. Nigdy nie był słaby, ale ostatnio jego gwałtowny temperament ucichł, czyniąc go cieniem siebie. Musiała znowu obudzić go do życia.
    - Dawno nie byłam w Republic City. Chętnie zobaczę, jak się zmieniło - powiedziała w końcu, kiwając lekko głową. Poza tym lepiej było orzybyć na miejsce przed innymi i zobaczyć, z czym będą musieli się zmierzyć na spotkaniu. Starała się jednak o tym nie myśleć, gdy kąciki jej ust drgnęły od powstrzymywanego uśmiechu, a ona sama złożyła delikatny pocałunek na jego policzku. - Nasze dziecko też chętnie pobędzie w miejscu, które zostało od zera zbudowane przez jego tatę. Zwłaszcza w Ogrodach Mai.
    To, co teraz powiedziała, było jednocześnie tak abstrakcyjne i dziwne, że na chwilę zamilkła, a na jej policzkach pojawiła się zdradziecka czerwień. Termin porodu zbliżał się z każdym dniem, ale Mai dalej nie potrafiła przejść na tym do porządku dziennego. To wciąż do niej nie docierało i podejrzewała, że do momentu, w którym nie potrzyma dziecka na rękach, dalej nie będzie do końca przekonana do faktu, że jest matką. Kolejna propozycja Zuko wydała jej się być jednak jeszcze bardziej abstrakcyjna, a przy tym irracjonalna. Ona? Przemawiająca do ludzi? Zabawne.
    - Jesteś szalony - stwierdziła w końcu, wzdychając ciężko - Uderzyłeś się ostatnio w głowę?

    Gdyby postanowili wyruszyć w ostatniej chwili, prawdopodobnie nie przybyliby na spotkanie na czas. Zorganizowanie takiego wyjazdu okazało się być zajęciem wyjątkowo trudnym, a była to głównie wina obecności Mai. Królewski potomek okazał się być jeszcze ważniejszy, niż podejrzewała, bo obstawa strażników była naprawdę imponująca. Potrafiła zrozumieć, iż dbano o jej i dziecka bezpieczeństwo, ale to była lekka przesada. Nie próbowała jednak się kłócić, wiedząc, że nie przyniesie to w tej sytuacji żadnych efektów, więc jedynie znudzonym wzrokiem obdarzała wszystko to, co działo się wokół przygotowań do wyjazdu.
    Kto by pomyślał, że kilkudniowy wyjazd może się okazać tak złożonym przedsięwzięciem, a przecież ani ona, ani Zuko o to nie zabiegali, bo oboje byli przyzwyczajeni do podróżowania w skromnych warunkach i przetrwania w nawet najtrudniejszych sytuacjach. Nikt jednak nie chciał nawet o tym słyszeć.
    W końcu przybyli do Republic City, które co prawda przywitało ich z najwyższymi honorami, ale nie było zbyt przyjaźnie do nich nastawione. To budziło pytania o spotkanie i ich przyszłość, jednak nie mieli zamiaru poddać się bez walki.

    OdpowiedzUsuń
  59. Świat się zmieniał, o czym od wieków cierpliwie przypominali myśliciele. Dla zwykłego człowieka, takiego jak Azula czy Zuko, świat był jednak często ostentacyjnie niezmienny. Oczywiście nie warto wchodzić głębiej w kwestie natury filozoficznej. Ilekroć jednak któremuś z rodzeństwa wydawało się, że zmiana przetoczyła się przez życie i zmieniła je diametralnie, z popiołów i piasków wyłaniały się złowrogie strzępy i pozostałości po „dawnych, minionych czasach”, które tak naprawdę nigdy nie miały się zakończyć. Nie dla nich. Być może Zuko, wielki Władca Ognia i przestraszony syneczek zamkniętego w więzieniu, ale nadal sączącego jad tatusia, odczuwał ten paradoks dotkliwiej. Azula nigdy nie zagłębiała się w sentymentalne wspominki i skrupulatne analizowanie swoich kroków. Albo wiedziała, gdzie popełniła błąd, albo uznawała, że żadnego błędu nie było. Po ucieczce z zapchlonego domu wariatów, w który zmieniono odseparowaną część pałacu, coś w jej duchu postanowiło, że właśnie tak ma być. Nie wierzyła zbytnio ani w los ani w przeznaczenie, choć spotkała na swojej drodze zbyt wiele zjaw. A jednak, a jednak wydawało się jej, że ma nad sobą kontrolę. Dlatego tak bardzo zirytowały ją słowa Zuko. Dlatego tak bardzo irytowała ją sama jego obecność, to, że słyszała jego oddech zaledwie metr od siebie. To, że widziała go całego i zdrowego. Nie życzyła mu śmierci - niezależnie od tego, jak marnie mogły brzmieć te słowa, taka była prawda. A jednak wolałaby, żeby żył daleko od niej. Żeby usuwał się jej spod nóg. Żeby walczył sam z sobą i nie wpychał jej swoich demonów. Ona miała własne i nikt nie powinien ją o nie wypytywać. Tak to ją wyprowadzało z równowagi. Sprawiało, że słabła. Jej brat, Zuko, zawsze niósł za sobą słabość i zwątpienie. Był jak zaraza, jak wspomnienie matki. Ale on jej dał spokój na całe dziesięć lat. A matka nie. Matka nie dawała jej spokoju nigdy… Nigdy…
    Parsknęła dziko, patrząc na Maara jak na wijące się zwierzę, a nie prawdziwy, ludzki byt. Jeśli dotychczas panowała nad swoim poczuciem wyższości, nad pogardą i politowaniem - teraz wszystkie te uczucia wypłynęły na powierzchnię, plamiąc jej twarz mściwym, obrzydzonym grymasem. Ogień był żywiołem, który nie potrafił tworzyć, nie potrafił nieść czułości i pieszczoty, ale cierpienie, nieustanne cierpienie, chęć władzy, rządze, pożądania, emocje - wciąż i wciąż nowe, intensywne, buzujące głęboko w centrum ludzkiego bytu. Odbijał się na człowieku. Im silniejszy płomień, tym bardziej.
    I nagle jej szaleńczy wzrok ustąpił ostremu, chłodnemu spojrzeniu kogoś, kto jest świadom swojego zwycięstwa.
    - Nie posiadasz nawet skrawka umiejętności lub mocy, które byłyby ci potrzebne do tego, żeby mnie zabić - wycedziła zimno w stronę Maara, strzepując rękę Zuko ze swojego ramienia. Gdyby jej wzrok mógł upadlać ludzi, Maar nigdy nie poniósłby się z ziemi, na której się tarzał. - Opowiedz tę historię swoim druhom. I nie przejmuj się, nie musisz im wspominać o tym, że zdradziłeś. To już wiedzą - dodała, a jej chłodny głos stawał się coraz bardziej obojętny i martwy. Dwa palce, wskazujący i środkowy, zbiły się w jedno, a z ich końców wypadł ogień długi i cienki jak bicz, który wbił się w ziemię tuż przy twarzy mężczyzny. Centymetry, zaledwie centymetry dzieliły go od śmierci. - Darowałam ci życie. Jesteś mi winien przysługę, głupcze.
    Odwróciła się na pięcie w stronę Zuko. Maar, choć nadal żywy i przerażony, był już w pewien sposób martwy.
    - Braciszku, mamy wiele rzeczy do omówienia, nie ociągaj się - rzuciła władczo, wskakując na jedno z dwóch zwierząt uwiązanych przy drzewach. Przy tobołkach drugiego przytroczone były dwa miecze. Azula nie skomentowała tego gestu dobrej woli.

    OdpowiedzUsuń
  60. Minęły trzy godziny od spotkania, na którym zostali potraktowani niemal jak najgorsi przestępcy zamknięci na Wrzącej Skale. Nie pozwolono im dojść do słowa, a wszyscy z góry założyli, że byli winni zarzucanych im czynów i pozostawali głusi na jakikolwiek głos rozsądku. Mai pozwoliła Zuko ochłonąć w samotności, ale gdy po północy dalej nie wracał, stwierdziła, że nadszedł czas, by go odnalazła i stanowiła dla niego oparcie. Jak zawsze. Ostatnio zaczynała być zmęczona ciągłym robieniem za podporę dla Zuko, ale wiedziała, że przechodził trudne chwile w Republic City, dlatego milczała i tylko z frustracji co jakiś czas rzucała sztyletami w służbę, przygwożdżając ich za szaty do ściany.
    Wcale nie było tak trudno go odnaleźć. Jej wzrok bezwiednie powędrował do jego pomnika, któremu dzisiejszej nocy brakowało ważnego elementu. Gdyby władała magią, pewnie zapaliłaby pochodnię z powrotem, Zuko znowu by ją zgasił i bawiliby się w taką przepychankę, aż któreś z nich by wybuchło, więc chyba dobrze, że urodziła się bez zdolności tkania żywiołu.
    Mai wyminęła Zuko i usiadła na schodkach pod nim, opierając się plecami o kamienną ściankę odgradzająca schody od skrawka zieleni. Siedziała bokiem do niego i musiała zadzierać głowę do góry, ale w ten sposób mogła łatwiej złapać jego spojrzenie. Zanim cokolwiek powiedziała, złapała jego dłoń, splatając ich palce i ściskając lekko jego rękę, pozwalając, by jej niezmącony spokój wpływał także na Zuko, niosąc mu chociaż chwilowe ukojenie.
    Martwiła się jednak, że pewnego dnia ona już mu nie wystarczy.
    - To nie twoja wina - powiedziała cicho, kręcąc głową i zaciskając usta w wąską linię, jakby powstrzymywała natłok naprawdę niepochlebnych słów o wszystkich zasiadających w tej durnej radzie. Jako towarzyszka Azuli wielokrotnie stykała się z nimi wszystkimi na polu walki, gdzie udowadniała swoją wyższość, nabrała jednak z czasem do nich nieco szacunku właśnie dzięki owym potyczkom; teraz cały ten szacunek został zdmuchnięty, zastąpiony jedynie goryczą i pogłębiającą się z minuty na minuty niechęcią. Jeżeli wcześniej miała wyblakłą, szarawą aurę to teraz była ona czarna niczym najgłębsza otchłań. Była wojowniczką, więc potrafiła w kilka sekund ocenić każdą sytuację, a w tej chwili znajdowali się na straconej pozycji. Nie mogli nawet zawalczyć o swoje, weszli prosto w pułapkę zastawioną na nich przez Kueia, ale nie bolałoby to aż tak bardzo, gdyby nie uzyskał on stuprocentowego poparcia od pozostałych członków rady; nawet od Aanga, którego do tej pory Zuko uznawał za najlepszego sprzymierzeńca. W tamtej chwili miała naprawdę ochotę sięgnąć po shurikeny, z którymi nigdy się nie rozstawała, ale dłoń Zuko zaciśnięta na jej udzie powstrzymała ją od tak gwałtownej reakcji. A szkoda. Może w końcu przejrzeliby na oczy. A nawet jeśli nie... Chciałaby zobaczyć, jak próbują ją pokonać dla jej własnej złośliwej satysfakcji, zwłaszcza, że Mai uzyskała właściwie wszędzie status nietykalnej ze względu na królewskiego dziedzica, który zaczynał wykonywać pierwsze niespokojne ruchy w jej brzuchu.
    Cholera. Mogła zaimitować jakiś atak. Wiedziała jednak, że to niczego by nie zmieniło, a jedynie odwlekło w czasie to, co na nich czekało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostrożnie zmieniła pozycję, podnosząc się i klękając między jego rozłożonymi na schodach nogami. Przyłożyła dłoń do jego policzka, tworząc na nim kciukiem kojące okręgi. Po chwili milczenia pochyliła się i złożyła na jego ustach krótki, delikatny pocałunek, opierając swoje czoło o jego.
      - Poradzimy z tym sobie - zapewniła go cicho - Przejąłeś władzę po despotycznym potworze jako nastolatek. Wielu mówiło, że nie dasz sobie rady, ale od przeszło dekady rządzisz Narodem Ognia i robisz to wspaniale. Nie pozwól, by banda zapatrzonych w siebie buców wpłynęła na twoją pewność siebie i twoich decyzji.
      Mai odsunęła się lekko, marszcząc brwi. Znaleźli się w trudnej sytuacji i chociaż bardzo chciała znaleźć wyjście, które zadowoliłoby wszystkich, wiedziała, że nie jest w stanie tego zrobić. Ale mogła sprawić, by to wszystko przybrało nieco inny obrót.
      - To moja wina. Moja odpowiedzialność - powiedziała w końcu. Wiedziała, że Zuko nie będzie chciał jej na to pozwolić, ale przyłożyła palec do jego ust, uciszając go - Sam tak powiedziałeś jeszcze w pałacu. Wszystko, co zrobił mój ojciec od czasu, gdy go uwolniłam, spoczywa na moich barkach. Wezmę na siebie całe oskarżenie, a ty bez mrugnięcia oka się mnie wyprzesz. Musimy przejąć kontrolę nad tym, co się tam dzieje, a to da ci nieco większe pole do manewru. Nie musisz się o mnie martwić. Przecież lepiej od innych wiesz, na co mnie stać. Nie zatrzymają mnie w areszcie nawet na kilka godzin.
      Dalej nie była do końca przekonana o winie ojca, bo to wszystko nie miało po prostu żadnego sensu, ale musiała brać każdą ewentualność pod uwagę. W końcu jej ojciec miał wyprany mózg, jego czyny wcale nie musiały być logiczne.

      coś nie wyszło

      Usuń
  61. [a no witam :) tak, napisałam swoją KP na poprzedniej odsłonie bloga, ale nawet nie zaczęłam żadnych wątków, bo blog zdechł. jakiś pomysł na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  62. - Nie możesz tego zrobić czy po prostu nie chcesz, bo uważasz, że w ten sposób za bardzo upodobnisz się do swojego ojca? - spytała cicho Mai, przekrzywiając lekko głowę, jakby próbowała oszacować, czy podjęta przez niego decyzja jest ostateczna i dostatecznie dobrze przemyślana. Czasami lęk przed staniem się Ozaiem był tak silny, że wpływał na osąd Zuko i zmuszał go do podejmowania nieracjonalnych decyzji. Minęło tyle lat, a chociaż uwolnił się spod wpływu swojego poprzednika, wciąż zdawał się żyć w jego cieniu. Wiedziała, że Zuko sam sobie nie ufał i był to jeden z powodów, dla których prowadzona przez niego do tej pory polityka była bardzo zachowawcza, wręcz uległa. Nie winiła go za to. Przez lata uważnie obserwowała to, co działo się na królewskim dworze i wiedziała, dlaczego Zuko z takim trudem dostrzegał dobro, które mimo wszystko się w nim tliło. Kiedy on przestawał, ona w niego wierzyła i w ten sposób zapewniała mu równowagę, której tak bardzo mu brakowało. Przez cały czas balansowali na jakiejś granicy, chwytając to drugie za rękę w odpowiedniej chwili, by uchronić je przed upadkiem, ale nie mogło to trwać całą wieczność. W końcu któreś z nich musiało runąć w dół.
    Poza tym Mai nie przywykła do uciekania przed problemami. Stawiała im czoło, niezależnie od tego, jakie miała szanse na wygraną. Nie miała zamiaru zniknąć z radaru rady, by uciec od konsekwencji, chociaż właśnie o to prosił ją Zuko. Musiał przestać być w stosunku do niej taki nadopiekuńczy.
    - Nie jesteś swoim ojcem, Zuko. A ja nie jestem twoją matką - powiedziała w końcu, zbliżając się do niego. Stanęła tuż za jego plecami, ale nie dotknęła go. - Wiem, ile dla ciebie znaczyła, ale Ursa była słaba. Ja taka nie jestem. Pozwoliła na taki rozwój sytuacji i w końcu się złamała, ale ja sobie poradzę. Musisz odpuścić. Nie mamy innego wyjścia. Tym razem musisz odpuścić. Jeśli teraz zerwiesz stosunki dyplomatyczne z Królestwem Ziemi, tak naprawdę pozwolisz Kueiowi wygrać. Od początku liczył na to, że odpowiednio cię sprowokuje i dzięki temu wypowiedzenie wojny będzie uzasadnione. Nieważne, jakie pobudki będą tobą kierowały podczas podpisywania tego dekretu, efekt będzie taki sam.
    Mai westchnęła cicho.
    - Nie chcę twojego poświęcenia. Wiem, że zrobisz wszystko, żeby mnie ochronić i wiem, że sobie nie wybaczysz, jeśli ci się to nie uda, bo mnie kochasz - wyszeptała. Nigdy nie powinna była pozwolić na to, by stali się sobie tak bliscy, że Zuko był gotowy wszcząć kolejną wojnę, aby tylko ją ochronić. Jeśli kiedykolwiek miała wątpliwości co do tego, czy jest dla niego najważniejsza, właśnie je rozwiał i to w sposób niepozostawiający żadnych niedopowiedzeń. Również Mai nigdy nie sądziła, że ktoś stanie się dla niej tak bliski, że będzie gotowa dla niego i tego, o co z taką zaciekłością walczył, odrzucić własne dobro. Kiedyś nie liczyło się dla niej nic, co jej bezpośrednio nie dotykało, a teraz mogłaby dalej tego się trzymać, bo Zuko bez chwili wahania zapewniłby jej nietykalność. Wiedziała jednak, ile będzie to go kosztować i nie mogła na to pozwolić. Przez cały czas trwania ich związku poświęcił dla niej zbyt dużo, a wiedziała, że byłby gotowy na jeszcze więcej, gdyby go tylko poprosiła. Jakkolwiek beznadziejnie to brzmiało, nadszedł czas, by to ona poświęciła coś dla niego. - To jest różnica między nami a twoimi rodzicami. Oni nigdy się nie kochali. My mamy siebie i to mi wystarczy, niezależnie od tego, co mnie czeka. Proszę, Zuko. Nie mogę pozwolić na to, żebyś dla mnie zaryzykował wszystkim, co budowałeś przez dekadę z takim oddaniem.
    Mai znowu stanęła przed nim. Ostrożnie ściągnęła z palca pierścionek zaręczynowy i nawlekła go na czarny rzemień. Zanim Zuko zdążył zaprotestować, założyła mu go na szyję, ukrywając pierścionek pod materiałem szaty.
    - Nie potrzebuję żadnego ślubu, który tak naprawdę nie byłby dla nas, a dla cholernej reszty świata, która w ogóle mnie nie interesuje. To, co mamy, liczy się bardziej niż każda ceremonia. Kocham cię, Zuko. Trzymaj się tego.
    Nie chciała, żeby to zabrzmiało jak pożegnanie, ale właśnie tak wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  63. [Doberek! Przybywam, bo tak się zastanawiam czy odpisać na tamten wątek (nie ma to jak zapłon, wybacz), czy wolisz zacząć coś nowego?]

    Kayeko

    OdpowiedzUsuń